czwartek, 23 stycznia 2014

Wróciłem do Ciebie.

Werner ciągle był wściekły, więc w busie panowała grobowa cisza. Nikt nie chciał mieć z trenerem jeszcze bardziej na pieńku.
Każdy pogrążony był we własnym świecie. Jedni słuchali muzyki, inni dręczyli swoje laptopy, tylko Richard wpatrywał się w szybę, bo to nie wymagało żadnego wysiłku. Miał zbyt wiele do przemyślenia, by móc skupić się na nieznaczących rzeczach.
Wracał do Oberstdorfu.
Wracał do Katriny.
Od tamtej krótkiej wiadomości nie miał z nią kontaktu. Nie to, że nie próbował, ona po prostu nie odbierała telefonu.
Powoli zaczynał rozumieć, że stawał się szaleńcem. Pozwolił, by jego myślami zawładnęła jedna kobieta. Za tak niewybaczalny błąd będzie musiał zapłacić ogromną cenę. A jeśli... a jeśli stanie się Wankiem? Wstrząsnął nim dreszcz przerażenia.
Nie, aż tak źle nie będzie. Chyba. W końcu Wank jest wyższy, starszy i nie ma dołeczków. Nie ma szans by upodobnić się do Wanka.
Wank właśnie piał radośnie do telefonu. Dosłownie piał. Było to o tyle przerażające, że przecież mutację powinien przejść jakieś dziesięć lat temu. A co jeśli Richie straci swój seksowny głos i zacznie piać jak Wank?
Podczas gdy Wank piał nadal na temat zupy pomidorowej i gofrów z bitą śmietaną, Freitag zastanawiał się skąd wzięła mu się obsesja związana ze starszym kolegą.
Jednak ta obsesja, będąca raczej chwilowym kryzysem związanym z obawą przed stabilizacją życia, minęła tak szybko jak się pojawiła.
Pozostało za to inne niepokojące uczucie. Uczucie? Sam już nie wiedział. Przecież to mogło być zwyczajne pożądanie podsysane długim oczekiwaniem do rangi czegoś więcej.
I paradoksalnie dotyczyło osoby z Wankiem spokrewnionej, choć Richard nie miał jeszcze o tym pojęcia.

Wpadł do domu, rzucił swoje rzeczy na podłogę i pobiegł pod prysznic, a już niecały kwadrans później stał przed mieszkaniem Katriny.
Otworzyła niemal od razu, jednak nie rzuciła mu się na szyję z radości. Stała bez ruchu i patrzyła na niego, po czym bardzo powoli odsunęła się, pozwalając mu wejść.
Zatrzasnął drzwi i nie mówiąc ani słowa, przemierzył dzielącą ich odległość. I choć miał przeogromną ochotę całować ją do utraty tchu, pogładził tylko jej policzek wierzchem dłoni i otarł spływającą po jej policzku łzę. Niezdarnie przygarnął ją do siebie, wodząc ręką po jej karku.
- Powiesz mi co się stało?
- Martin... odszedł. - mruknęła w jego podkoszulek.
Zamarł na chwilę, odszukując w pamięci moment, gdy po raz pierwszy o nim wspomniała. Wiele razy chciał o niego zapytać jednak zawsze tracił przy niej głowę i marzył tylko o tym, by w końcu mieć ją, całą ją dla siebie na te kilka minut.
Z opóźnieniem dotarło do niego, że ona mówi dalej.
- ... i mechanik powiedział, że nie ma sensu wymieniać silnika, bo taniej kupić nowszy model.
- Martin to twój motor? - Richard osłupiał, a ona odsunęła się od niego i uśmiechnęła mimo łez nadal zdobiących jej policzki.
- A ty myślałeś, że co? Żaden facet nie był w stanie zaspokoić mnie tak jak on.
- Bo mi nie dałaś szansy. - wymknęło się Freitagowi.
Oboje zamarli, bo dopóki ich żądza tkwiła tylko w ich głowach mogli udawać, że jej nie ma. Teraz Richie złamał niepisaną umowę, wprawiając ich w stan, którego żadne z nich nie doświadczyło wcześniej, a było to zakłopotanie.
Katrina oddychała głęboko, walcząc z chęcią dania mu tej szansy. Wiedziała jednak, że poddałaby mu się całkowicie, a nie o to w tej zabawie chodziło. To ona miała mieć pełną kontrolę nad nim i nie potrafiła wyobrazić sobie odwrotnej sytuacji.
Z premedytacją otarła się o niego i podążyła do kuchni, z satysfakcją wsłuchując się w jego kroki. Gdy nalewała soku do szklanki, położył ręce na jej biodrach i szepnął jej do ucha:
- Kupię ci ten silnik.
- Nie. - odstawiła karton na blat i odwróciła się twarzą do niego. - Nie.
- Jakoś niespecjalnie odchodzi mnie twoje zdanie.
- A chyba powinno. - odepchnęła go od siebie.
- Słuchaj, oboje doskanale wiemy ile ten motor dla ciebie znaczy. Ja też mam do niego sentyment. - uśmiechnął się, przypominając sobie dzień, w którym się poznali. - Więc pozwól mi to zrobić. Jak chcesz możemy uznać, że go od ciebie odkupiłem w ten sposób, ale zachowasz kluczyki i będziesz mogła nim jeździć jak zawsze.
Wpatrywała się w niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy. To była jedyna szansa, by zachować Martina przy życiu i głupotą byłoby jej nie wykorzystać, zwłaszcza wobec całkiem rozsądnego układu, który zaproponował Richie. Powoli kiwnęła głową, czując, że właśnie oddaje mu tym samym koszulkę lidera w ich grze.

***

Wracam, choć tak naprawdę nigdy nie odeszłam. To opowiadanie ciągle było we mnie, choć nie umiałam przelać tego na słowa. Cóż, zawsze kochałam tą dwójkę i zawsze chciałam doprowadzić ich historię do końca.
Trzymajcie kciuki, kochane.
Z dedykcją dla Ciebie, Stell A, chyba domyślasz się dlaczego.