piątek, 31 maja 2013

Chyba warto.

Następnego dnia Richarda obudziło pukanie do drzwi. Spojrzał na zegarek. Szlag! Zaspał. Za cholerę nie zdąży się zebrać. I jeszcze ten natręt, który nie zamierza chyba odejść. Niechętnie powlókł się do drzwi. Otworzył je i ujrzał Katrinę.
- Cześć Richie. Obudziłam cię? - spytała i zachichotała, zerkając na jego strój. A raczej jego brak. Stał przed nią w samych bokserkach. Nie wiedzieć czemu, zawstydził się lekko.
- W zasadzie tak. - myśl, idioto, błyśnij przed nią. - A co? Wpadłaś cukier pożyczyć?
- Nie słodzę. - ruszyła brwiami w znaczący sposób. - I po mąkę też nie przyszłam, zresztą nie sądzę, że ją masz. Leję i pomyślałam, że zamiast biegać i moknąć możemy po prostu pójść na basen.
Wizja Katriny w stroju kąpielowym była dla Richarda tak kusząca, że nie zastanawiał się ani chwili.
- Dasz mi chwilę?
- Jasne. - nie czekając na zaproszenie, przeszła obok niego i zaczęła zwiedzać jego mieszkanie. Zamknął drzwi, mruknął pod nosem:
- Czuj się jak u siebie. - i zniknął w łazience.
Gdy z niej wyszedł, doleciał do niego zapach kawy. No pięknie, Katrina nieźle sobie poczyna. Mógł się w sumie tego spodziewać.
Skierował się do kuchni i przyglądał się jej przez chwilę. Pasowała mu jej obecność tutaj, była taka naturalna. Nie zamierzał sprowadzać panienek do tego mieszkania, ale Katrina była inna. W jakimś sensie była wyzwaniem, a on uwielbiał wyzwania. Poza tym, choć chciał się z nią przespać, co było oczywiste, intrygowała go w zwykły, ludzki, niezwiązany z seksem sposób. Chciał ją poznać, dowiedzieć się, co jada na śniadanie...
- Ej przystojniaku. - zaśmiała się właśnie do niego. - Zrobiłam ci śniadanie, mam nadzieję, że się nie gniewasz.
- Jasne, że nie. - odwzajemnił jej uśmiech. - Może zjesz ze mną?
- Siadaj i nie gadaj. Ja już jadłam.
Wykonał jej polecenie. Upił łyka kawy. Cholera, idealna. Taka jaką lubi. Zajrzał do stojącej przed nim miseczki i znowu przeżył szok. Wybrała jego ulubione płatki i polała je jogurtem. Skąd wiedziała? Spojrzał na nią pytająco, wyglądała jak ucieleśnienie niewinności.
- Trafiłam w twoje gusta? - spytała ze swoim nieodłącznym uśmiechem.
- Tak, tylko jak?
- To nie było trudne. Nie masz w lodówce ani mleka, ani śmietanki, stąd wniosek, że pijesz niezabieloną kawę. Nie masz rozpuszczalnej, ani cappuccino, więc nie musiałam się zastanawiać nad rodzajem. Czemu z dwóch łyżeczek? Bo z jednej byłaby za słaba, a ty wyglądałeś jakbyś potrzebował czegoś na pobudzenie. Jedna łyżeczka cukru? Cukier w cukierniczce wyglądał na używany, a jako sportowiec nie możesz przesadzać z jego ilością. Co do jogurtu, to nie masz mleka, wszystkie jogurty mają ten sam smak, więc tu też nie było nic trudnego. Jeżeli chodzi o płatki, to wybrałam po prostu moje ulubione.
- To ma sens. - roześmiał się Freitag.
- Wiem. No to wcinaj.
Jadł i przyglądał się jej. Ona udawała, że tego nie widzi, ale w końcu nie wytrzymała.
- Będziesz łatwiej jak się mnie zapytasz. Sam i tak nie zgadniesz.
- Ok. - Richard oderwał od niej wzrok. - Ale jesteś pewna, że chcesz żebym pytał?
- Najwyżej nie odpowiem. - wzruszyła ramionami.
- Mieszkanie, motor... ja wiem ile to kosztuje. Bogaci rodzice?
- Nie mam rodziców.
- Przepra...
- Żyją, nie martw się. Po prostu się mnie wyparli jakiś czas temu. - uśmiechnęła się słabo.
- Czemu?
Katrina milczała.
- Ok, nie było pytania. Skąd w takim razie masz kasę?
- Od kochanków. - stwierdziła poważnie.
- Ilu ich masz? - Richie postanowił grać w jej grę.
- Nie więcej niż trzech jednocześnie.
- A nie masz aktualnie wolnego miejsca?
- Nie wiem czy jesteś w stanie sprostać moim wymaganiom. - zaśmiała się. - Najedzony? To idziemy.

- Daj mi poprowadzić. - powiedziała Katrina, gdy znaleźli się przy jego samochodzie.
Ona chyba oszalała. On ma jej dać kluczyki do swojej bmki? Zaskoczył sam siebie, gdy to zrobił. Dziwnie czuł się na siedzeniu pasażera. Nie wierzył ciągle, że to zrobił. Gdy Katrina ruszyła z piskiem opon, miał ochotę kogoś zamordować. Kogoś konkretnego. Katrinę.
Chyba wyczuła jego zdenerwowanie, bo wyjechała poza miasto i nie miała zamiaru zawracać. Wchodziła w zakręty w ostatniej chwili, ale mimo mokrego asfaltu, utrzymywała się na drodze bez najmniejszego problemu. Richie zaczął się rozluźniać, a ona wtedy zjechała na pobocze.
- Co robimy? - spytał.
- Chcesz mi coś powiedzieć?
- Yyy... świetnie prowadzisz. Jak na kobietę.
- No właśnie, więc nie spinaj się. Nie zniszczę ci twojego skarbu. I tobie też nie stanie się krzywda. - zawróciła do miasta i nie odezwała się już słowem.

Na basenie Richard nie mógł ukryć rozczarowania, gdy wyszła z przebieralni w zabudowanym jednoczęściowym kostiumie. Zaśmiała się tylko na widok jego miny i wskoczyła do wody. A on stał w miejscu i przyglądał się jej nienagannej sylwetce, która przecinała taflę w równym rytmie. I już nawrót. Zastanawiał się, czy jest coś w czym ta dziewczyna nie jest świetna. Uśmiechnął się, gdy wynurzyła się z wody.
- Chodź tu, ścigamy się na osiemset.
I tak zrobili. Wyprzedziła go o długość ciała. Przepłynęła pod sznurkiem oddzielającym tory i stanęła przy nim, podskakując w wodzie.
- Czy jest coś, w czym mógłbym cię pokonać? - spytał markotnie Freitag.
- Myślę, że skaczesz lepiej niż ja. - uśmiechnęła się i musnęła wargami jego policzek. - Nie smutaj się.
- Buziak w policzek ma mnie rozweselić?
- To miejsce publiczne. - rzuciła kokieteryjnie Katrina i ochlapała go wodą. Chciała odpłynąć ale zdążył złapać ją w pół i przyciągnąć do siebie.
- No to się wkopałam. - zaśmiała się i oparła głowę o jego ramię. Zaczęła skubać ustami jego ucho, a on był tak zaskoczony, że rozluźnił uścisk, co błyskawicznie wykorzystała. Zanim się obejrzał była w połowie dystansu.
Pokręcił tylko głową. Katrina to niepoprawna wariatka. A on, próbując ją zdobyć, robi z siebie jeszcze większego wariata. Ale chyba warto, prawda?

wtorek, 21 maja 2013

Lubiła się znęcać nad facetami.

Nie mógł uwierzyć, że tak po prostu go olała. Było już dziesięć po ósmej, a na pukanie do jej drzwi odpowiadała głucha cisza. Nigdy żadna laska go nie wystawiła. Usiadł na schodach i postanowił poczekać. Chyba mu jakoś wynagrodzi to spóźnienie. Wiadomo jak.
Po dziesiątej miał już serdecznie dość. Ale nadal czekał.
Usłyszał kroki na schodach i po chwili ją zobaczył. Miała na sobie czarne skórzane spodnie i czarną skórzaną kurtkę, a w ręce trzymała kask. Na jego widok zawachała się, po czym niewinnie spytała:
- Czekasz na mnie?
- Umówiliśmy się z tego co pamiętam. - starał się mówić spokojnie. Prawda była taka, że gdyby nie była tak cholernie seksowna w tym motocyklowym image'u, to by ją po prostu zamordował.
- No tak. - uśmiechnęła się lekko, wkładając klucz do zamka. - Przy Martinie zawsze tracę poczucie czasu.
Co? Jaki Martin? A w sumie jakie ma to znaczenie? No dobra, nie da się ukryć, że ma. Richardowi ten Martin nie przypadł do gustu. Nie żeby był zazdrosny... Chociaż nie, to co właśnie czuł to chyba właśnie zazdrość.
- Idziesz czy nie? - spytała, przytrzymując nogą drzwi.
- Idę, idę. - mruknął pod nosem. Patrzył jak wchodzi do mieszkania. A tak w zasadzie to patrzył jak jej tyłek wchodzi do mieszkania. Zaczynał chyba mieć jakąś obsesję na tym punkcie.
- Czuj się jak u siebie. - znowu ten uśmiech. Zastanawiał się czy ona ma jakieś wady.
- Hej... - jego głos zatrzymał ją w drzwiach kuchni.
- No? - popatrzyła na niego.
- Wino. - podał jej butelkę.
- Dzięki. - obejrzała etykietę. - Nie musiałeś kupować najdroższego.
- Chciałem żeby było dobre.
- Zapewniam cię, że jest. - uśmiechnęła się szeroko. - W końcu moje ulubione.
Gdy zniknęła w kuchni, poszedł za nią. Chyba po raz pierwszy był podenerwowany w towarzystwie dziewczyny. Ona nie miała tego problemu. Przyglądał się jak zdecydowanymi ruchami wyciągała składniki sałatki na blat. Zawahała się dopiero przy jednej z szuflad.
- Lubisz cynamon?
- Lubię. - próbował się uśmiechnąć, ale chyba mu nie wyszło. Patrzyła na niego badawczo.
- Wszystko ok?
- Tak, jasne. Tylko... jak ty masz na imię?
Parsknęła śmiechem.
- Katrina. Jak huragan.
- Jakaś aluzja?
- Sam się przekonasz. - w tym stwierdzeniu usłyszał pewność i jakby... obietnicę? Tylko jedno mu było w głowie.
Umyła ręce i zabrała się za robienie sałatki.
- Coś taki cichutki? - uśmiechnęła się do niego.
- A ty?
- Tak jakoś. Uwierz mi, nie codziennie spędzam wieczór w towarzystwie skoczka.
- Wierzę. - uśmiechnął się. - A czym ty się zajmujesz? Poza tym, że biegasz i jeździsz na motorze?
- Studiuję.
- Nie jesteś rozmowna?
- Nie chcę cię zanudzić.
- Jak zaczniesz przynudzać to ci powiem.
- Obiecujesz?
- Obiecuję. - nieźle. Pierwszy raz z nią rozmawiał i już zdążył jej coś obiecać.
- Architektura. Jedna z moich miłości.
- To dlatego masz ładnie urządzone mieszkanie.
- W pewnym sensie. Chociaż skupiam się raczej na projektowaniu od podstaw niż dekoratorstwie.
- Możesz już projektować?
- W lipcu będę mogła. Po licencjacie.
- Długo rysujesz?
- Rysuję od dziecka. Rysunek techniczny był trochę później. Możesz otworzyć wino. Korkociąg jest w trzeciej szufladzie od góry. - sięgnęła do szafki po niewielkie miseczki.
- Pokażesz mi swoje prace? - spytał, wykonując jej polecenie.
- Może kiedyś. - nałożyła sałatkę do miseczek i wyciągnęła lampki do wina. - Lej.
Nalał sobie niewiele, jej dość sporo i odsunął jej krzesło. Spojrzała na niego zdziwiona, po czym usiadła. Zajął miejsce na wprost niej.
- Smacznego.
- Wzajemnie.
Popatrzyli na miseczki, potem na siebie i wybuchnęli śmiechem. Katrina wysunęła szufladę za sobą i wyciągnęła z niej dwa deserowe widelczyki. Podała jeden Richiemu.
- Interesujesz się skokami czy tylko mną?
- Skokami. Tobą ani trochę. - uśmiechnęła się do niego szeroko.
- To który ci się podoba?
- Znalazłoby się kilku.
- Mów.
- Do czego ci taka wiedza?
- Chciałbym poznać twój gust.
- Ok. - powiedziała przeciągle. - Taki na przykład, a bo ja wiem...
- Może o mnie ci chodzi?
- Jasne. - zaśmiała się. - Ale lubię brunetów, wiesz?
- Taaak?
- Owszem. A ty?
- Generalnie to wolę dziewczyny.
- Wiesz przecież o co pytam.
- Kolor włosów to nie wszystko. Wy i tak ciągle się farbujecie.
- Pijesz do mojej grzywki?
- No coś ty. Pasuje ci. Naprawdę.
- Dziękuję. Najedzony?
- Tak, pyszne było.
- To leć do siebie.
Popatrzył na nią z niedowierzaniem. Wyglądała jakby mówiła poważnie. Czyli co? On czekał dwie godziny tylko na sałatkę?
- No już, bo się nie wyśpisz i jak będziemy biegać?
Wstał i wyszedł. Bez słowa.
Po jego wyjściu Katrina zaśmiała się sama do siebie. Lubiła się znęcać nad facetami.

poniedziałek, 13 maja 2013

Jakie wino pasuje do sałatki owocowej?

Lucy przed Tobą nic się nie ukryje, co? Ja się robię już tak przewidywalna, czy to Ty tak dobrze mnie znasz? Po co ja piszę, jak Ty już wszystko wiesz?
Co do Thomasa to masz rację. W stu procentach. Za bardzo chciałam, kombinowałam, zmieniałam, rozważałam... Tylko tam. Przy innych po prostu siadam i piszę. I to mi chyba lepiej wychodzi, nie?
A tak swoją drogą to tutaj też jest przemyślane. Bo przyszło mi do głowy od zakończenia.
I tak Juliett, będzie Wank.

***

Ten schemat powtarzał się każdego dnia. Budził go warkot jej motoru, jednocześnie wychodzili z domu, biegali i nic. A zgrupowanie było coraz bliżej.
W dodatku ten jej uśmieszek, gdy otwierał przed nią drzwi. Jakby prowadziła z nim jakąś grę i była pewna wygranej. Ale to go tylko bardziej motywowało. Bo z Richardem Freitagiem się nie pogrywa. A nawet jeśli, to tylko według jego zasad.
Co dwie głowy to nie jedna, tak? Richard sięgnął po swojego nowiutkiego smartfona i wybrał numer Wanka.
- Tęsknisz? - usłyszał po pięciu sygnałach.
- Mam problem Wank.
- Ooo... To coś nowego.
- Weź mnie posłuchaj, ok? Mam problem z laską.
- Nie chce ci wyjść z łóżka?
- Jeszcze do niego nie weszła.
- To gdzie wy to kurna robicie? Na pralce?
- Zmień dilera. - przerwał rozmowę, która go tylko bardziej nabuzowała.
Wank momentalnie oddzwonił.
- Dobra stary. Słucham. Powaga.
- Jest dziewczyna. Widuję ją od tygodnia i nawet nie wiem jak ma na imię.
- Od kiedy cię obchodzą takie rzeczy? Znaczy...
- Nie no, masz rację. Jej imię nie ma znaczenia. Po prostu nie wiem jak ją podejść.
- No jak to jak Romeo? Ty się mnie o to pytasz? Pamiętasz tamtą blondynę...
- To nie jest blondynka.
- A, to trzeba było tak od razu. Nie łatwiej byłoby znaleźć blondynkę?
- Wank...
- Rozumiem, twoja ambicja została urażona, bo ona cię olewa. Skąd ty ją w ogóle znasz?
- Sąsiadka.
- Uuu... Dobra, nie ekscytuj się tam. Musisz wiedzieć, że nie wszystkie lecą na skoczków. A są tez takie, które wolą dziewczyny. No i jest jeszcze taki gatunek, który nazywa się homos nie dupcus, czyli żelażne dziewice. Ewentualnie takie, które nie idą z facetem do łóżka na pierwszej randce.
- Wank co ty pieprzysz?
- Aaa, jeszcze są takie, o które trzeba się postarać. Pamiętasz tą, co Sev z tydzień za nią latał?
- Pamiętam. Utrzymywał, że to miłość jego życia. Dzięki za pomoc stary, powinieneś wiedzy o seksie w szkołach uczyć.
- Daj sobie z nią spokój. Chyba że się zakochałeś?
- Richard Freitag się nie zakochuje.
- A Chuck Norris umie nadmuchać balon nosem. - śmieje się Wank i rozłącza.
Richard zaczął się zastanawiać czy on się taki urodził, czy potem się gdzieś zaraził.

~~~

Katrina zauważyła go z daleka. Wracała z zakupów, a on szedł w jej stronę. Grzech nie wykorzystać takiej okazji. Rozerwała lekko jedną z reklamówek i na efekty nie trzeba było długo czekać. Piękna, dojrzewająca w hiszpańskim słońcu, a znając życie po prostu nafaszerowana chemią, pomarańcza potoczyła się wprost pod stopy Richarda. Podniósł ją, popatrzył na Katrinę i uśmiechnął się nerwowo.
- Dziękuję Richie, możesz mi już ją oddać? - spytała niewinnie.
- Skąd...
- Skąd znam twoje imię? Chyba powinieneś się domyślić. - uśmiechnęła się.
Richard miał wrażenie, że zaraz oszaleje. Nie mógł tego spieprzyć.
- Wiesz w innej sytuacji bym ci ją podarowała, ale mam ochotę na sałatkę owocową...
- A, tak, przepraszam. - wręczył jej owoc. Myśl, idioto. - I sama będziesz jadła tę sałatkę?
- Niekoniecznie. - zaśmiała się na widok jego miny. - Wpadnij o ósmej, podzielę się z tobą.
- Super, jasne, będę na pewno.
Patrzył jak odchodzi. Cholera jasna. Umówił się z nią. Chociaż chyba ona z nim. Nieważne. Cel osiągnięty.
W drodze do sklepu zastanawiał się jakie wino pasuje do sałatki owocowej.

piątek, 10 maja 2013

Kupił to mieszkanie nie tylko po to, żeby w nim spać.

Jak bym powiedziała, że on też kocha motory, to by było za łatwo. ;)
Mogę uznać, że zgadłyście. W zasadzie podwójnie, ale to się później wyjaśni.

***

- Szlag by cię idioto trafił. - rzucił w przestrzeń Richard. Tylko idiota jeździ na motorze bez tłumika o szóstej rano. Chłopak podniósł się na łokciu i wyjrzał przez okno. Skoro już się obudził to postanowił przynajmniej obejrzeć ten motor. Jednak jego uwagę przykuła postać z niego zsiadająca. Nie spodziewał się kobiety. Z tej pozycji nie udało mu się dostrzec nic poza długimi lekko poskręcanymi włosami. Niemal tak ciemnymi jak jego. Generalnie wolał blondynki, ale te kilka, no dobra kilkanaście, brunetek, które zaliczył w swoim życiu pozostawiło miłe wspomnienia. Jego wyobraźnia zaczęła pracować intensywnie, gdy dziewczyna skierowała się do jego klatki. Seks z sąsiadką? Tego jeszcze nie przerabiał. Może być ciekawie. Usłyszał trzask drzwi na korytarzu. Cholera, bardzo bliska ta sąsiadka.
Z uśmiechem na twarzy wstał i zaczął szukać łazienki. Tak na dobrą sprawę wczoraj wieczorem przyszedł tu pierwszy raz. Kupił to mieszkanie od dewelopera i zlecił jego urządzenie poleconym przez niego dekoratorom wnętrz. Chciał mieć po prostu zwykły, typowo męski wystrój, nic więcej. Najważniejsze, że był z dala od rodzinki, bo miał jej już zwyczajnie dość.
W końcu trafił na właściwe drzwi. Wziął prysznic, ogolił się, porobił parę min do lustra i uznał, że czas na kawę. Tylko gdzie jest kuchnia?
Dość szybko do niej trafił. Wypił szybko filiżankę mocnej, czarnej kawy bez cukru, po czym wciągnął na siebie czarne dresy z Adidasa i czarny bezrękawnik. Miał ochotę pobiegać, a przy okazji będzie mógł rozejrzeć się po okolicy.
Otworzył drzwi i ze zdziwieniem stwierdził, że sąsiadka z naprzeciwka zrobiła to samo. Uśmiechnął się lekko. Była całkiem, całkiem. Wysoka, ale ciut niższa od niego, szczupła, ale nie jak anorektyczka. Faktycznie miała ciemne włosy, teraz spięte w wysoki kucyk, ale jej grzywka, zaczesana na bok i przykrywająca lekko lewe oko, była ogniście ruda. Odwróciła się, by zamknąć drzwi. Spod czarnej bokserki wystawały z prawej strony płomienie, pewnie fragment jakiegoś tatuażu, jednak Richard szybko skierował wzrok niżej. Widok jej tyłka w czarnych legginsach prawie zwalił go z nóg.
Założyła słuchawki, rzuciła mu rozbawione spojrzenie, w którym było wyzwanie i zbiegła po schodach w dół.
Biegł za nią, zastanawiając się, kiedy w końcu zwolni. Narzucała bardzo szybkie tempo, za szybkie jak dla niego, co go tylko rozzłościło.
Nie zauważył nawet, kiedy zawróciła. Minęła go z uśmiechem i pomknęła w stronę domu. Przed blokiem zaczęła zwalniać, więc zmobilizował wszystkie siły i wyprzedził ją przed samą klatką. Oczywiście wyszedł na debila, bo próbował otworzyć drzwi do klatki kluczem do swojego mieszkania. W końcu uchylił je przed nią, a ona weszła i wbiegła po schodach na górę. Wycieńczony postanowił jechać windą.
Wziął długi, zimny prysznic i rzucił się na łóżko. Przed zaśnięciem przyszło mu do głowy, że kupił to mieszkanie nie tylko po to, żeby w nim spać.

~~~

Katrina także wzięła długi, zimny prysznic, jednak wcale nie była zmęczona. Bieganie dodawało jej energii, ale też wywoływało złość. Na samą siebie. Podobnie działały medale, wiszące na ścianie. Same złote. Z mistrzostw Niemiec, z mistrzostw Europy, z mistrzostw świata juniorek. Gdyby nie jej głupota pewnie ciągle wieszałaby tam nowe. Wróżono jej w końcu wspaniałą karierę, nazywano królową długich dystansów, nadzieją Niemiec... Wygrałaby. Na pewno. Czasy jakie obecnie kręciła były porównywalne z rekordem świata. Gdyby profesjonalnie trenowała, dawno by go pobiła. Jedynym pocieszenie było to, że jej rekord świata juniorek nadal był niezagrożony. Coś po sobie pozostawiła.
Odegnała od siebie te myśli. Za długo się tym katowała, a to nic nie zmieni.
Pociągnęła z butelki łyk wody mineralnej, jednocześnie włączając wieżę. Niezbyt głośno, tak tylko żeby się zrelaksować. Chociaż chyba tylko ona uznawała piosenki Nirvany za relaksacyjne.
Usiadła po turecku na podłodze. Dostąpiła zaszczytu mieszkania w sąsiedztwie Richarda Freitaga. No no, ciekawe co by na to powiedział jej brat. W sumie wolałaby nie wiedzieć.
Słyszała, że Richie jest ambitny, ale i tak ją zaskoczyło, że próbował się dostosować do jej tempa. Nieźle dawał sobie radę. Musiała przyznać, że ją to ujęło.
Miała na niego ochotę, zdecydowanie. Wiedziała, że brat ją zabije jak się do wie, ale jakie to ma znaczenie. Zaliczy Richiego i koniec. Nie ma innej opcji. Ale jeszcze go trochę pomęczy.

czwartek, 9 maja 2013

Większość rzeczy ma początek w czymś niepozornym.

Kiedy zaczęła się ich historia?
Może wtedy, gdy on się urodził, może wtedy, gdy ona.
Może wtedy, gdy poszedł na pierwszy trening, może wtedy, gdy pierwszy raz uciekła z domu.
Może wtedy, gdy postanowił zostać profesjonalnym skoczkiem, może wtedy, gdy pokochała rysowanie.
Każda z tych chwil wpłynęła na ich życie, na to, że zamieszkali w przeszklonym apartamentowcu w Oberstdorfie, że tam chcieli spędzić swoje życie.
Żadne z nich nie szukało miłości, nawet w nią nie wierzyli.
On najczęściej sypiał ze swoimi fankami, ona z kumplami swoimi i brata. Pasował im taki układ.
On miał skoki, ona miała architekturę.
Oboje kochali powiew wiatru: on podczas skoku, ona podczas szaleńczej jazdy na motorze.
Oboje kochali wolność i niezależność. Byli samowystarczalni.
Ale miłość nie pytała czy chcą, czy są gotowi. Przyszła, zaskakując ich oboje.

***

Możecie typować bohatera. Jak któraś zgadnie, to w następnym podam rozwiązanie, jak nie, to dostaniecie w nim podpowiedź.
Mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Pozdrawiam ;**