piątek, 28 czerwca 2013

Ich randez vous.

Chyba naprawdę oszalał. Pojawił się na Marienplatz piętnaście minut przed czasem. Co więcej założył marynarkę. Tak, tak, odstawił się jak na wizytę u mamusi, nie ma co. Gorzej będzie, jeśli Katrina przyjdzie, na przykład, w skórze. Wtedy będzie wyglądał jak laluś przy niej. Nie wiedział czego się spodziewać. Katrina była nieobliczalna.
Czas płynął niewyobrażalnie wolno. Richard snuł podświadomie fantazje dotyczące tego, co mogłoby się zdarzyć, gdyby udało mu się zaciągnąć dziewczynę do jego mieszkania. Albo do jej. Jaka różnica? Żadna. Oboje mieli łóżka w domu. A wszelkie potrzebne zabezpieczenia on miał zawsze przy sobie.
Odwrócił się w stronę, z której docierał stukot obcasów. Skąd wiedział, że to ona? Nie miał pojęcia.
Wyglądała... inaczej. Jej oczy były obwiedzione czarną kredką, powieki błyszczały srebrem. Miała na sobie prostą, czerwoną sukienkę do połowy uda i czarne szpilki. Swoją rudą grzywkę zaczesała do tyłu, podobnie jak resztę włosów.
- Freitag przytrzymaj gałki oczne, bo ci za chwilę wylecą. - uśmiechnęła się szeroko i cmoknęła go w policzek.
Co ona miała z tym policzkiem, do cholery?! Zez jakiś czy inne licho?!
- Ej przystojniaku, jesteś tu?
- Jestem, jestem. - mruknął. Wyciągnął do niej rękę, a ona zdziwiona podała mu swoją dłoń.
Zupełnie jak przedszkolaki szli ulicą, trzymając się za łapki.
- Prowadzisz mnie w jakieś konkretne miejsce? - spytała, przerywając ciszę między nimi.
- Kuchnia włoska, może być? - naprawdę dziwnie się czuł na swojej pierwszej randce.
- Jasne, pewnie. Kurde, Richie, co jest z tobą? Milczysz jakoś tak milcząco?
Nie mógł się nie roześmiać.
- Szczerze? - zapytał.
- Zawsze.
- Jestem zielony w tych sprawach.
- W jakich? - Katrina zrobiła wielkie oczy.
- No randki, kolacyjki i tak dalej.
Katrina parsknęła śmiechem.
- No co? - Richard był odrobinę urażony.
- Bo ja przez nanosekundę myślałam, że próbujesz mi wyznać, że jesteś prawiczkiem. - zachichotała dziewczyna.
- Taa... jasne, że jestem. - puścił do niej oko.
Trzepnęła go w ramię.
- Nie kłam mi tu.
- To tu. - otworzył przed nią drzwi.
- Cóż za maniery... - rzuciła z ironią.
Gdy Freitag odsunął jej krzesło, pozwoliła sobie nie skomentować.
Zamówiła sałatkę, on lasagne.
A potem zaczęli rozmawiać. Wypytywała go o wszystko. Rodzina, znajomi, dziewczyny - tu chyba było najwięcej opowieści, skoki, Oberstdorf, kumple z kadry, historie ze zgrupowań i wyjazdów - udawała, że nigdy wcześniej ich nie słyszała.
Lubiła słuchać. Bo wtedy nie musiała mówić. Ale gdy już zjedli i zamówili po lampce wina, Richard rozpoczął rewanż. Zaczął od studiów - mogłaby gadać całą noc, ale nie chciała go zanudzić, potem jej pasje - rysunek oczywiście, biegi oczywiście, motory oczywiście, muzyka oczywiście - zdziwił się, że umie grać na perkusji. Czemu nie biega na poważnie - udała, że nie było pytania. Zrozumiał. Zatem rodzina - jeszcze gorzej. Znajomi - tylko obecni, tu z Oberstdorfu. Gdzie mieszkała wcześniej - yyy... różnie, zawsze w Niemczech. Faceci - co miała mu powiedzieć? Zabolało jak cholera. Powiedziała, że nie byli warci, by o nich pamiętać.
Krótko mówiąc - ona wiedziała o nim prawie wszystko, on o niej - prawie nic.
Zapłacił i wyszli. Padało. Chciał się wrócić do środka, ale ona pociągnęła go w deszcz. Jaki deszcz? Ulewa. Wybuchnęła śmiechem na widok jego krzywej miny. Po czym spoważniała.
- Lubię deszcz, wiesz? Zwłaszcza taki. Zmywa cały brud z tego świata i pozwala nam nabrudzić od nowa. - zrozumiał przesłanie. Chciała zostawić przeszłość za sobą. Patrzył jak moknie i pomyślał, że to cudowne. Ta chwila, tu i teraz. Jest obok niej. I miał nadzieję, że to dopiero początek.
Zdjął marynarkę i zarzucił jej na ramiona. Popatrzyła na niego z wdzięcznością.
Położył dłoń na jej gładziutkim policzku i delikatnie, z czułością niemal, ją pocałował.
Pomyślał, że to wygląda jak jakaś kiepska komedia romantyczna. Ale tak naprawdę, kogo to obchodzi?
Objął Katrinę ramieniem i ruszyli do domu.

***

Dobra, to było dziwne, przyznaję. Ale ja tak lubię.
Buziak ;*

czwartek, 27 czerwca 2013

Bo nie dopuszczał nawet myśli, że to mogło być serce.

Gdy wyszedł rano z domu, zamykała swoje drzwi na klucz. Patrzył na jej zgarbione plecy, wyrażające jakąś taką niepasującą do niej bezradność. Miał ochotę stanąć za nią i otoczyć ją ramionami. Powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Ale nie zrobił tego. Bo on nigdy nie robił takich rzeczy.
Katrina odwróciła się w jego stronę i uniosła nieznacznie kąciki warg.
Starała się dla niego. Poczuł jakieś ukłucie koło płuca. Bo nie dopuszczał nawet myśli, że to mogło być serce.
Ich dzisiejszy bieg był niezwykle milczący. I równy. Po raz pierwszy Katrina dostosowała się do jego tempa. Znowu to płuco.
Otworzyli drzwi do swoich mieszkań. I wtedy nie mógł już wytrzymać. Podszedł do niej, gorączkowo myśląc o jakimś sensownym pytaniu. O czymś, co pozwoliłoby mu być przy niej jeszcze chwilę.
A ona pokręciła głową.
- Wieczorem Freitag. Teraz się spieszę. Gdzie się widzimy?
- Na Marienplatz?
- Będę. - musnęła wargami jego policzek i zamknęła mu drzwi przed nosem.
Co miał zrobić? Poszedł do siebie i wrócił do spania.

~~~

Katrina patrzyła przez okno jak jej braciszek parkuje przed blokiem. Miała nadzieję, że Richie ma ciekawsze zajęcia niż gapienie się w przestrzeń. Oby.
Otworzyła drzwi zanim zdążył zapukać. Wszedł, rzucił torbę pod ścianę i mocno ją przytulił.
I cały gniew na niego, wszystkie pretensje o to, że tak długo się nie widzieli, wyparowały z niej. Bo był tu teraz. Bo zawsze jakoś ją znajdywał i składał ją w całość.
- Boże, Kat ty beczysz? Zwariowałaś? - nie mogła się nie roześmiać. Była twardzielką, fakt. Ale to, co brat dla niej zrobił, skruszyłoby nawet najtwardsze serce.
- Nie beczę, tylko czyszczę oczy.
- No pewnie.
- Dasz sobie radę sam wieczorem?
- Uciekasz gdziesz?
- Mam spotkanie.
- Czyżby? Umówiłaś się na bzykanko?
- Zaraz cię zbiję. Jak Pan Bóg przykazał - seks po ślubie, nie inaczej.
- Boga to ty siostro nie obrażaj, co?
- Czemu się tu nie przeprowadzisz? Dużo tu miejsca...
- Kat proszę. Wiesz, że nie mogę. Ale dzwonię. Przyjeżdżam.
Katrina zamilkła. Nie przyszedł jej do głowy żaden zastępczy temat.
- Mama... - próbował powiedzieć.
- Nawet nie zaczynaj. Nie mam rodziców.
- Oni już chyba zrozumieli...
- Za późno. I chociaż ten jeden raz o tym nie gadajmy.
- Wszystko ok Kat? - troska w jego głosie uświadomiła jej, że nie zachowuje się jak zwykle. Wszystko przez Freitaga.
- Muszę zacząć się szykować.
- Ok. - rozsiadł się na sofie i włączył telewizor.
Gdy stanęła przed nim po kilku godzinach, zaniemówił z wrażenia. Jednak nie trwało to długo.
- Jest chociaż tego wart? - spytał.
Ty mi to powiedz, przemknęło Katrinie przez głowę. Normalnie w takiej sytuacji prychała pogardliwie, ale teraz pozwoliła sobie na szczerą odpowiedź.
- Mam nadzieję. Zobaczymy.
W oczach brata ujrzała przerażenie. Wiedziała o czym pomyślał.
- Bez obaw braciszku. Mam na myśli tylko jego warunki fizyczne. - powiedziała, chcąc go uspokoić. Ale nie była tego taka pewna.

***

No i jest. Powiedzieć Wam coś? To jedyny blog, z którego w pełni jestem zadowolona. Naprawdę. Ta historia może Wam się wydawać bezsensowna, ale ja ją uwielbiam.
Dziękuję Lucy. ;**
I odpowiedziałam Ci tam na pytanie. ;)

piątek, 21 czerwca 2013

Chciała spłonąć w jego ramionach.

Ten pocałunek był dla niej jak eksplozja. Wybuchnęło w niej to ukrywane dotąd pożądanie, pragnienie by zatracić się w nim na krótką chwilę. Wsunęła rękę w jego włosy, wgryzając się w jego wargi. Co jak co, ale całować to on umiał. Jego dłonie powędrowały pod jej koszulkę, pozwoliła mu na to. Dotyk jego palców był dla niej jak liżące języki ognia. A ona kochała ogień. Walić bycie niedostępną. Chciała spłonąć w ramionach Freitaga tu i teraz. On szybkim ruchem odsunął arkusze na bok i z niezwykłą delikatnością ułożył ją na podłodze. Zawisnął nad nią, pieszcząc językiem jej szyję.
I wtedy w ciszę wdarł się głos Tilla Lindemanna. Katrina odepchnęła od siebie Richarda, który zaklnął pod nosem, i sięgnęła po telefon. Zerknęła na wyświetlacz i z pośpiechem opuściła pokój. Przymknęła za sobą drzwi i poszła do kuchni. Dopiero tam wcisnęła zieloną słuchawkę.

~~~

Richard leżał na podłodze, próbując dojść do siebie. Już prawie ją miał. Ale nie. Kurwa. Zawsze coś się musi spieprzyć. To pewnie ten cały Martin dzwoni. Jutro na randce trzeba będzie wybadać sytuację. Tak naprawdę to nigdy nie przejmował się konkurencją. Dość często sypiał z dziewczynami nawet nie znając ich imienia, więc tym bardziej nie interesowało go, czy są zajęte. Ale na samą myśl, że Katrina mogłaby coś z kimś innym... Nie no. Zaczynał fiksować. Na punkcie zwykłej, przeciętnej laski. No dobra, do przeciętnych z pewnością zaliczyć jej nie można. Zdecydowanie. Ma w sobie jakąś taką jedyną i niepowtarzalną iskrę.
Co nie zmieniało faktu, że zaczynał tracić do tego dystans. Zakochał się czy jak?
Nie wiedział. Ale jak inaczej wytłumaczyć to, że odkąd ją ujrzał po raz pierwszy, nie spał z żadną inną? I ten brak seksu między nimi tylko go do niej przyciągał? Że pogodził się już z tym, że nie przeleci jej przed wyjazdem na zgrupowanie? I że na samą myśl o wyjeździe szlag go trafiał?
Nie ogarniał całej tej sytuacji. Potrzebował rozmowy. On, Wank i piwo. Starszy kumpel wydawał mu się bardziej doświadczony w kwestii zakochiwania się niż ktokolwiek inny. W końcu miał te swoją dziewczynę ładnych parę lat.
Może Richie też by tak mógł? Zamiast uganiać się za każdą kolejną panienką, mieć jedną kochającą i czekającą w domu. Może to nie byłoby takie złe?

~~~

Katrina wróciła do pokoju z niewesołą miną.
- Spadaj Richie. - rzuciła.
Oparł się na łokciu i po prostu się w nią wpatrywał. Przewróciła oczami i usiadła przy nim po turecku.
- Naprawdę tego chcesz? - spytał tonem, który działał na każdą laskę. Ale nie na Katrinę.
- Kurna Freitag, weź się odpieprz ode mnie, co?
- A pójdziemy jutro na randkę?
- Pójdziemy, tylko idź już. - ich spojrzenia się skrzyżowały. - Proszę.
To jedno słowo wypowiedziane przez nią sprawiło, że ustąpił. W drzwiach jednak zawrócił. Podszedł do niej, pochylił się i pocałował ją w czoło.
- Słodkich snów diabełku. - wyszeptał jej do ucha i wyszedł, tym razem ostatecznie.
Cichy trzask zamykanych drzwi wejściowych wyrwał ją z zamyślenia.
A miała nad czym myśleć. Bo jak do cholery miała sprawić, żeby oni się na siebie nie natknęli w ciągu najbliższych dwóch dni?

***

Lucy moja kochana, ja tu nie namieszam. To nie jest dobre słowo.
Do Darii (do Lucy też) : komentarze Lucy to jest coś bez czego nie mogłabym pisać, bez nich bym nie wytrzymywała. Bo to jest moja kochana, cudowna wariatka, która mnie motywuje każdym słowem, które zostawia pod moimi rozdziałami.
Ale dziękuję Wam wszystkim. Za wszystko.
I wiecie co? Uwielbiam Rysia i Katrinę. Ale to niestety nie zmieni tego, co ich czeka.
Buziaki ;***

czwartek, 6 czerwca 2013

To przez ciebie.

Po powrocie do domu Katrina czuła się dziwnie. Ok, to, że jej ciało reagowało na obecność Richarda było normalne i do zaakceptowania, ale to, że ciągle o nim myśli już nie. Kiedy ostatnio jakiś facet siedział w jej głowie i nie chciał wyjść? Doskonale wiedziała. Pamiętała też jak to się skończyło. Oczywiście, Richie nie jest taki jak tamten. Ale też nie wygląda na takiego, który chciałby się w coś zaangażować. W coś poważnego. Dlatego z nim czuła się bezpiecznie. Przyjaciele plus seks, czemu nie?

~~~

Richard popijał kawę, wspominając dzisiejszy poranek. Miał wrażenie, że poszli krok do przodu. I w tym momencie zdał sobie sprawę, że tu nie chodzi już tylko o seks. Katrina fascynowała go już nie tylko jako obiekt seksualny, ale też jako kobieta, jako osoba. Myślał o niej bez przerwy. Zastanawiał się, czy to jest to słynne zakochanie? Zaraz, on i zakochanie? Sam już nie wiedział. Ale był pewny jednego. Jeżeli za chwilę nie zobaczy Katriny to zgłupieje. Więc najzwyczajniej w świecie podniósł się z krzesła i po chwili dzwonił już do jej drzwi.
Otworzyła. Miała na sobie rozciągnięty podkoszulek i króciuteńkie szorty. Włosy były spięte na samym czubku w nieporządny koczek, z którego wystawały dwa ołówki. Zaraz, co? Nie, ona naprawdę miała ołówki we włosach. Miała też jeden wetknięty za ucho i jeden trzymała w dłoni. Uśmiechnęła się do niego.
- Stęskniłeś się? - spytała, unosząc brwi w górę.
- Żebyś wiedziała. - wpatrywał się w nią ze słabo ukrywanym zainteresowaniem.
- Wchodź. - powiedziała i ruszyła w głąb mieszkania. Podążył za nią. Znaleźli się w pokoju, który był cały zawalony arkuszami papieru. Katrina siadła po turecku na podłodze przed jedną z płacht i zaczęła coś kreślić ołówkiem trzymanym w dłoni. Po chwili wsadziła go za ucho i wyciągnęła jeden z włosów.
Richard stracił poczucie czasu. Siedział pod ścianą,by jej nie przeszkadzać i po prostu na nią patrzył. Katrina angażowała się w rysowanie całą sobą. Widać było przeogromną pasję, która niemal z niej kipiała. Zastanawiał się, czy on też tak wygląda kiedy skacze?
- Skończyłam. - powiedziała w  końcu Katrina. Freitag podszedł do niej i zajrzał jej przez ramię. Zobaczył masę różnych, nachodzących na siebie kresek i jakieś cyfry nad nimi.
Katrina wybuchnęła śmiechem na widok jego miny.
- To jest skarbie rysunek techniczny. Ale poczekaj, mam coś, co bardziej do ciebie przemówi. - sięgnęła po rulon oparty o ścianę i go rozwinęła. - To jest taka moja wizualizacja tego. - wskazała palcem na ukończone przed chwilą dzieło.
A Richard wpatrywał się z zachwytem w ten nowy rysunek. Niby tylko dom, ale...
- Dla kogo zrobiłaś ten projekt? - spytał w końcu.
- Dla nikogo. Po prostu w ramach ćwiczeń.
- Sprzedaj mi go.
- Oszalałeś? Nie mogę, nie mam uprawnień. Wpadnij za dwa lata.
- Ok. A jak go wybuduję to zamieszkasz tam ze mną.
- Słucham?
- Słyszałaś. To będzie mój prezent dla ciebie na pierwszą rocznicę naszego ślubu.
- Richard...
- Nie, nie zwariowałem. Zobaczysz.
Pokręciła tylko głową. Kucnął przy niej i zmusił ją, by na niego spojrzała.
- Umów się ze mną. Na randkę. Taką prawdziwą.
- Jesteś walnięty.
- No może trochę... Ale to przez ciebie. To co, jutro?
- Mhm. - mruknęła.
A on z rozpędu ją pocałował. Nie zamierzała się wyrywać.