piątek, 30 sierpnia 2013

I z panienek nici.

"Mam nadzieję, że będzie brzydsza ode mnie. K."
Ta krótka wiadomość naprawdę wstrząsnęła Richardem.
Bo, do jasnej jak włosy Freunda cholery, skąd ona miała jego numer?
I przede wszystkim skąd, do kurwy nędzy skąd, wiedziała jakie ma plany na wieczór?
Nie miał pojęcia jakie są odpowiedzi na te pytania.
"O to możesz być spokojna" wystukał szybko na klawiaturze komórki i ją wyłączył.
Za wszelką cenę starał się zlikwidować rosnące w nim poczucie winy.
No bo Katrina nie była jego dziewczyną.
Nie mieli wobec siebie żadnych zobowiązań, zupełnie nic ich nie łączyło.
Kilka razy spędzili miło czas i na tym koniec.
Tylko że gdyby rzeczywiście tak było, nie miałby chyba wątpliwości?
Gdyby nie czuł nic do tej dziewczyny, nie zastanawiałby się teraz nad pozostaniem w hotelu.
Drzwi do jego pokoju otworzyły się z hukiem i zatrzasnęły z jeszcze większym.
O te drzwi opierał się teraz zziajany Wellinger z damskimi stringami w ręce.
Co, do cholery?
Ściągnął babie majtki i uciekł?
- Richie, weź mi pomóż.
Freitag zerwał się z łóżka i oparł się o drzwi, zza których dość wyraźnie dochodziły wrzaski Wanka.
- Zabiję cię Wellinger, słyszysz?! Kto ci pozwolił dotykać moich rzeczy?!
Młodszy Andi zaczął śmiać się bezgłośnie.
Gdy wrzaski ucichły, Richard wziął do ręki przedmiot, z którym nie pierwszy raz miał doczynienia i ocenił go fachowym okiem.
- Wank by się w to nie wcisnął.
Wellinger zaczął się ze śmiechu tarzać po podłodze.
Po jakiś trzech minutach podniósł się, przeczesał palcami swoje cudowne włosy i spojrzał na Freitaga jak na idiotę.
- To nie jego, tylko Claudii. Richard uderzył się otwartą dłonią w czoło i usiadł na łóżku. Welli zajął miejsce obok niego.
- No dobra, ale po co on wozi ze sobą majtki swojej dziewczyny? - spytał Andi, rzucając ową część garderoby na poduszkę Freunda.
- Nie wiem, może przynoszą mu szczęście. - stwierdził z głupia Freitag.
Po raz kolejny opanowywała ich śmiechawka, gdy do pokoju wpadł Wank z żądzą mordu w oczach.
Rzucił się na Wellingera i zacisnął dłonie na jego szyi. Młodszy z Andreasów zaczął się dusić, nie tyle z powodu zamachu na jego gardło, co z nieustannego chichotu.
I w takim stanie zastał ich trener.
- Wellinger, czemu Wank na tobie leży? Ja nie będę na to pozwalał. Od dzisiaj śpisz w pokoju z Geigerem. Marsz po swoje rzeczy.
Wank podniósł się niechętnie i uwolnił Welliego z morderczego uścisku. Ten drugi czmychnął obok Schustera i tyle go widzieli.
- Zawiodłem się na tobie Wank. Przez cały pobyt tutaj nie dostaniesz deseru.
- Ale trenerze... - Do swojego pokoju już. I żebym cię nie widział.
Wank spełnił polecenie trenera, mamrocząc coś pod nosem na temat niesprawiedliwości tego świata.
Werner omiótł wzrokiem królestwo Freitaga i Freuda, zatrzymując spojrzenie na łóżku tego drugiego.
Richard spojrzał w tamtą stronę i ujrzał czarne stringi Claudii, które wyraźnie odcinały się od idealnie białej pościeli.
- Freund!!! - ryknął rozwścieczony Schuster.
Blondyn pojawił się natychmiast, rzadko bowiem zdarzało się, by trener był tak wkurzony.
- Skoro masz tyle energii, że pożytkujesz ją na nierządne czyny, to od jutra będziesz biegał po pięć kilometrów. Rano i wieczorem.
- Ale za co?
- Za to. - Werner podniósł stringi i przystawił Freundowi do twarzy, po czym... schował je do kieszeni i wyszedł z pokoju.
- I co narobiłeś nierządny człowieku? - spytał Richard. - Teraz tak nas będzie pilnował, że o panienkach możemy zapomnieć do końca zgrupowania.
Freund popatrzył na niego totalnie zdezorientowany, więc Freitag, żeby się nie roześmiać, położył się na łóżku plecami do kumpla.
Tak naprawdę był bardzo zadowolony z takiego obrotu spraw. Bo nawet gdyby do czegoś doszło, to on i tak myślałby o Katrinie.

***

Z małym poślizgiem, ale jest.
Nie jestem z niego za bardzo zadowolona, ale cóż.
Czas najwyższy chyba przyspieszyć akcję, wiesz Sylwia dlaczego.
I wniosek na przyszłość: nie słuchać niemieckiej muzyki podczas pisania Freitaga.

niedziela, 25 sierpnia 2013

Uroki skocznego życia.

Przed siedzibą Niemieckiego Związku Narciarskiego zebrały się chyba wszystkie kobiety mieszkające w Oberstdorfie. Nie, oczywiście nie wszystkie.
Katriny tu nie było.
Richard czuł się molestowany. Odkąd wysiadł z samochodu był ściskany, poklepywany, oślepiany błyskiem flesza i ogłuszany dzikim piskiem młodszej części zgromadzenia.
Rozejrzał się dookoła i stwierdził, że w sumie nie ma najgorzej. Nie miał prawa narzekać, bo w porównaniu z Wellingerem miał względny spokój.
Zrobił sobie zdjęcie z panią, która była z pewnością starsza od jego matki i uciekł w stronę busa.
- No wreszcie. - na twarzy Wanka wykwitł złośliwy uśmieszek. - Czyżby ta twoja nie chciała cię puścić?
- Zamknij się idioto. - Freitag odepchnął go i padł na wolne miejsce obok Freunda, który przyglądał mu się z wyraźnym zainteresowaniem.
- Nie wiem co ci Wank nagadał, ale nie musisz wierzyć w każde jego słowo. - zwrócił się do niego Richard.
- Czyli to nieprawda, że się zakochałeś? - spytał Sev.
- Oczywiście, że nie.
- Czyli idziemy w Ramsau na dupy?
- No ba. Codziennie będziemy chodzili. - Freitag uparcie ignorował ironiczne spojrzenie, którym obdarzał go Wank.
- Dzień dobry panom. - dygnął przed nimi Geiger, tuż po tym jak wsiadł.
Bus zatrząsł się od głośnego śmiechu, będącego odpowiedzią na powitanie Karla.
- Mam chipsy. - powiedział Freund, gdy im trochę przeszło.
- Dawaj, póki Schustera nie ma. - poganiał go Wank, który wiedział do czego jest zdolny trener, gdy odkryje, że któryś z jego podopiecznych nie przestrzega diety.
Karl uruchomił radio, by zagłuszyć odgłosy chrupania.
Gdy trener wpadł do busa pół godziny później, po Lay'sach nie było już śladu.
- Gdzie Wellinger? - spytał Schuster, grzebiąc w swoich papierach.
Cała czwórka rzuciła się do okna i ich oczom ukazał się widok na zmaltretowanego Andiego, który w dalszym ciągu był otoczony przez krąg złożony z osób przeciwnej płci w każdym wieku. Dosłownie, koło jego nóg raczkowało maleństwo w różowych ciuszkach, a o ramię opierała mu się starowinka, która mogłby być jego prababcią, a może nawet praprababcią.
Trener, zaskoczony nagłą ciszą, podniósł głowę znad dokumentów i dostrzegł zgromadzenie przy oknie.
Poszedł sprawdzić, co sprawiło, że skoczkowie go zignorowali.
Gdy zobaczył rozpaczliwą sytuację Wellingera, wściekł się nie na żarty i wysłał Freunda po młodszego kolegę.
Severin, jako że urodą nie grzeszył, nie wzbudził zainteresowania kobiet, jednak jego próby dotarcia do Andreasa wprawiły tłum w oburzenie. W ruch poszła najsilniejsza kobieca broń: torebka. I to nie jedna.
Freund, żeby chronić swoją niepiękną buźkę, zaczął główkować i już po chwili krzyknął:
- Wellinger ma ospę!
I wtedy kobiety rozstąpiły się niczym biblijne morze. Andreas, oszołomiony w pierwszym momencie, w końcu uwierzył w swoje szczęście i podiegł do busa w tempie Bolta.

~~~

Richie wykąpany, czyściutki i pachnący był gotowy na podbój świata. Nie całego oczywiście. Wystarczy mu zdobycie Wenus. Wiedział, że braknie mu niestety życia na przekonanie wszystkich kobiet o swojej doskonałości, ale robił, co mógł.
Wciągnął na siebie wąskie jeansy i rozpoczął poszukiwania zielonej koszulki, którą dostał niedawno od mamusi.
T-shirt tkwił na samym dnie walizki, co stało się przyczyną sporego burdelu na łóżku Freitaga.
Nie żeby mu to przeszkadzało, ale nie chciał zadzierać z właścicielem sąsiedniego posłania, znanym społeczeństwu jako Freund, choć taki przyjazny to on wcale nie był, zwłaszcza gdy w pokoju było brudno.
Dlatego też Richard chwycił cztery rogi narzuty i ten prowizoryczny worek przeniósł w okolice swojej torby, by zawartość owej narzuty do owej torby wrzucić.
Gdy już to uczynił, ubrał w końcu koszulkę i postanowił poczekać na Severina.
Nie było sensu wychodzić o tak wczesnej porze, teraz w klubie roiło się od gimnazjalistek, to dobre dla Wellingera, a nie dla dorosłego człowieka jakim był Richie. W dodatku nie zamierzał wylądować w więzieniu za sex z nieletnią.
Wyciągnął telefon i po chwili wszystko wyleciało mu z głowy, gdy przeczytał wiadomość wysłaną z nieznanego numeru.

***

Kryzysu twórczego ciąg dalszy. Przepraszam no.
Do TYCH DWÓCH (Wy tam wiecie, że o to o Was chodzi): jeżeli nie przestaniecie mnie dręczyć, to nie wiem, co Wam zrobię. No ale kocham Was i to dla Was. ;****

wtorek, 6 sierpnia 2013

Pożegnań czas.

Obudził ją zapach jajecznicy, a raczej spalonej jajecznicy. Zerwała się z łóżka i pobiegła do kuchni, gdzie jej brat wykonywał nieskoordynowane ruchy nad dymiącą patelnią.
- Może byś tak zaczął od zakręcenia gazu? - spytała z wyraźną kpiną w głosie. Pożałowała tego, gdy Andreas popatrzył na nią z miną zbitego psa. Poklepała go po ramieniu i wzięła sprawy w swoje ręce.
Odezwała się ponownie po kilku minutach, gdy nowa jajecznica na pomidorach, którą oboje uwielbiali, była prawie gotowa.
- W ogóle się nie zmieniasz Andi - kąciki jej ust powędrowały w górę na wspomnienie tysięcy takich poranków, które miały miejsce przed laty.
Posłał jej łobuzerski uśmiech, dokładnie taki jak ten zapamiętany z czasów, kiedy jeszcze mieszkali z rodzicami. Zanim wszystko się zmieniło.
- Ty za to z minuty na minutę.
- Tak rzadko? - zajęła się nakładaniem posiłku na talerze.
- Gdzie masz chleb? - spytał Andi, rozglądając się po pomieszczeniu.
- Nie mam chleba - stwierdziła, wyciągając widelce z szuflady.
- Jak to nie masz chleba? - w jego głosie było słychać udawane przerażenie.
- Nie jem chleba, to go nie mam, proste. I na pewno nie pójdę teraz do sklepu. - dodała, widząc, że Andreas otwiera usta.
- No ale... - wyjąkał niepewnie.
Westchnęł i sięgnęła do szafki, przy której stała.
- Wczorajsze, ale zjadliwe - położyła na stole dwie bułki pełnoziarniste.
Obdarzył ją uśmiechem, a ona rozczochrała mu włosy.
Jedli w milczeniu, choć co jakiś czas posyłali sobie badawcze spojrzenia.
Andreas był trochę zdumiony jej pogodnym nastrojem, ponieważ z reguły źle znosiła rozstania. Byli do siebie bardzo przywiązani od zawsze, ale w ostatnich tygodniach ich więź trochę osłabła. Martwił się o młodszą siostrę, dlatego postanowił do niej przyjechać, a to, co zobaczył, wprawiło go w przeogromne zdziwienie. Po raz pierwszy od lat Katrina sprawiała wrażenie spokojnej i szczęśliwej.
Nie wiedział co o tym wszystkim myśleć. Faktem jest, że już dawno temu odcięła się od swojej przeszłości, ale on ciągle pamiętał jak cierpiała. Nie chciał, żeby znów musiała przeżyć rozczarowanie i układanie własnego świata od nowa.
Nie był naiwny, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że przyczyną tych wszystkich zmian w dziewczynie jest jakiś facet. Może i Katrina nie dopuszczała jeszcze do siebie takich myśli, ale on znał ją na tyle, by dostrzec, że podświadomie liczy na coś więcej. Miał tylko nadzieję, że tym razem znalazła sobie jakiegoś sensownego gościa, bo jak nie... No co tu dużo mówić: dorwie skurwysyna i tyle.

Katrina, chodź przyzwyczajona do milczenia brata, była mimo wszystko zaniepokojona jego zachowaniem. Wyraźnie z czymś się gryzł, a ona nie mogła nic zrobić. Pytania nic by nie dały, zbyłby ją po prostu. Musiała cierpliwie czekać aż sam będzie gotowy, by podzielić się z nią swoimi problemami. Zawsze tak było i chyba już się nie zmieni.

- To ja idę pod prysznic - Andi przerwał milczenie.
Katrina skinęła głową, wkładając do ust ostatni kęs jajecznicy. Układała naczynia w zmywarce, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. Kierując się w ich stronę, upewniła się, że brat jest w łazience, po czym wyszła z mieszkania.
Richard spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- Mam bałagan, więc cię nie wpuszczę - uśmiechnęła się nerwowo.
- Mhm - mruknął w odpowiedzi. - Przyszedłem się tymczasowo pożegnać.
- No tak... - wsunęła ręce w kieszenie szortów. - To... do zobaczenia?
Rozczarowanie, jakie odmalowało się na twarzy Freitaga, skruszyłoby chyba najtrwalsze serce.
Katrina zbliżyła się do niego bez pośpiechu. Gdy ich usta się złączyły, zadrżała od intensywności tego pocałunku. Chciała rozkoszować się tym uczuciem i miękkością jego warg jak najdłużej, miała jednak świadomość, że Andreas może w każdej chwili wyjść z łazienki. Odsunęła się niechętnie od Richarda, a on odwrócił się i ruszył w kierunku windy, przy której były już ustawione jego bagaże.
- Richard... - spojrzał na nią przez ramię; uśmiechała się lekko, zagryzając wargę. - Wracaj szybko.
Po tych słowach zniknęła w swoim mieszkaniu, zostawiając go samego z myślami, które dotyczyły tylko i wyłącznie jej.

~~~

- Uważaj na siebie siostra - szepnął Wank do ucha Katriny, gdy stali przytuleni w tym samym miejscu, gdzie pół godziny wcześniej całowała się z Richardem.
- Możesz być o mnie spokojny - odsunęła się od niego i zadarła głowę, by móc spojrzeć mu w oczy. - Mam wszystko pod kontrolą.
- Dzwoń, pisz.
- Będę, ty też.
- No jasne - pocałował ją w czoło. - Spadam.
- Taa... bądź grzeczny. - uśmiechnęła się szeroko.
- Uwierz mi, nie da się.
- To się chociaż staraj.
Andreas posłał jej ironiczne spojrzenie i wsiadł do windy.
Katrina wróciła do mieszkania, zamknęła drzwi na klucz i rzuciła się na kanapę w salonie. Sięgnęła po leżącą na ławie książkę i zaczęła czytać. W końcu przez najbliższe dwa tygodnie nie będzie miała nic lepszego do roboty.

***

Rozdział dedykowany TheNeverland, za dodanie mi chęci do przepisywania.

Mógł być lepszy, ale jest taki nijaki i nic już na to nie poradzę.
A, TheNeverland nie ciesz się tym, że piszę coś nowego, bo nie powiedziałam wcale, że to opublikuję. ;b
Pozdrawiam Was kochane ;***

wtorek, 9 lipca 2013

To nie była dziewczyna. To była Katrina.

To było dziwne, fakt. Ale jeszcze dziwniejsze było to, że on był z tego zadowolony. Jakoś tak potwornie zadowolony. Tak jakby było z czego.
Szedł z dziewczyną za rękę.
Jak w jakimś kurna przedszkolu.
Był z dziewczyną na randce.
Ale on nie chodzi przecież na randki.
Całował się z dziewczyną.
I co w tym niezwykłego?
Nie przespał się z dziewczyną.
To było najdziwniejsze.
Ale to nie była dziewczyna. To była Katrina. Huragan. A huragany pojawiają się znikąd i niszczą wszystko. Ten konkretny huragan niszczył filozofię życiową Richarda Freitaga. I co więcej, budował nową. Tylko od kiedy huragany coś budują?

- ... a Putin jest moim dziadkiem.
- Co? - spytał Richard totalnie zdezorientowany.
- Musiałam jakoś zwrócić na siebie twoją uwagę. - Katrina wzruszyła ramionami.
- Zamyśliłem się.
- Trudno było nie zauważyć. - jej uśmiech był naprawdę powalający.
- To o czym mówiłaś? - spytał, spoglądając na ich splecione dłonie. Nigdy wcześniej nie trzymał dziewczyny za rękę. Jak już za coś trzymał, to za tyłek.
- Pytałam o której wyjeżdżasz. - wyjazd. Czemu ona musiała o tym wspomnieć? Zaraz. On o tym nie wspominał, więc...
- Skąd wiesz, że wyjeżdżam?
Zawahała się. Na ułamek sekundy, ale jednak.
- Przeczytałam gdzieś.
- O dziewiątej.
Kiwnęła nieuważnie głową.

Otworzyl przed nią drzwi do klatki.
- Do mnie czy do ciebie? - spytał, gdy szli po schodach.
- Co? -  byli już na ich piętrze.
- Noo... - nie wiedział jak jej to powiedzieć.
- Idź spać Richie. Musisz być w formie na jutro. - zaczęła gmerać kluczem w zamku.
- Ale jak? - wyglądał jakby był na skraju załamania nerwowego.
Podeszła do niego i cmoknęła go w policzek.
- Nie sypiam z facetami po pierwszej randce. - wyszeptała mu do ucha i położyła rękę na klamce. - Dobranoc skarbie.
Dłuższą chwilę stał tam, wpatrując się w drzwi do jej mieszkania. Zamknięte dla niego. Ale prędzej czy później się otworzą, prawda?

~~~

Katrina weszła do mieszkania, z trudem hamując śmiech. Nie sypia z facetami po pierwszej randce, dobre. No ale w sumie, co prawda to prawda. Bo nie sypiała "po", tylko "przed". A w zasadzie to po prostu sypiała, bo jaki sens ma chodzenie na randki po fakcie.
- Już wróciłaś?! - głos brata wyrwał ją z zamyślenia.
- Taa... - skierowała się do salonu.
Jej braciszek leżał rozwalony na kanapie, oglądając jakiś kiepski film akcji i zajadając się chipsami. Usiadła obok niego.
- Co ty masz na sobie? - spytał, wciskając pauzę.
Marynarka Richarda. Zapomniała o niej zupełnie.
- Nic takiego. - uśmiechnęła się lekko.
- Chyba będziecie musieli znowu się spotkać, żebyś mogła mu ją oddać.
- Uwierz mi braciszku, że nie tylko po to.
- Kat...
- Wiem. Wiem, że się martwisz.
Brat usiadł obok niej i objął ją ramieniem.
- Nic ci na to nie poradzę.
- Ja się zmieniłam od tamtej pory.
- Wiem. Widzę. Tylko nie chcę, żebyś znowu cierpiała, rozumiesz?
- Mam dwadzieścia dwa lata...
- Nieskończone. - jego kąciki ust uniosły się w górę.
- Czepiasz się. W każdym bądź razie nie potrzebuję niańki, tylko brata. Jak coś nie wyjdzie, skopiesz mu tyłek i tyle.
- Umowa stoi. Oglądasz ze mną?
- Nie ma mowy.
- Chcesz pogadać?
- Już pogadaliśmy. - Katrina zsunęła szpilki z nóg i zwinęła się w kłębek z głową na kolanach brata.
- Chyba jednak potrzebujesz niańki. - głaskał ją po głowie tak jak dwadzieścia lat temu. Pewne rzeczy się nie zmieniają.
- Głuptas.
- Nie ma to jak usłyszeć porządną obelgę z twoich ust.
- Brakuje mi ciebie tak na co dzień, wiesz?
- Mi ciebie też mała. Ale takie życie, nie?
- Co u Claudii?
- Stworzyła z mamą stowarzyszenie "chcę ślubu".
- Najwyższa pora, ile wy już razem jesteście? Siedem? Osiem lat?
- No osiem. Ale to nie jest takie proste.
- To co w tym trudnego?
Westchnął i spojrzał na znieruchomiałego faceta na ekranie.
- Ty.
- Ja? Przecież ja wam życzę jak najlepiej.
- Chciałbym żebyś była na moim ślubie.
- Andi...
- No właśnie.
- I chcesz mi powiedzieć, że się nie ożenisz, bo nie przyjdę na twój ślub? To chore.
- Nie sądzę. I zdania nie zmienie.
- Czemu chcesz mnie do tego zmusić? - wiedział, że nie chodzi o ślub. Jak zawsze chodziło o rodziców.
- Bo to za długo trwa, nie uważasz?
Podniosła się i wstała.
- Pomyślałeś kiedyś, że może ja nie mam im nic do powiedzenia? Po tym, co oni powiedzieli mi?
- Byli wtedy trochę zdenerwowani.
- Co nie zmienia faktu, że ojciec powiedział, że jak znowu to zrobię to nie chce mnie więcej widzieć.
- Myślę, że zmienił zdanie.
- Mam to gdzieś. Jedyną osobą, na którą mogłam zawsze liczyć jesteś ty.
- Więc zrób to dla mnie. Przemyśl to chociaż.
- Przemyślę. Dobranoc. - odgrodziła się od niego drzwiami do swojej sypialni.
Oparła czoło o ścianę. Chciała wsunąć kosmyk za ucho i wtedy znowu zauważyła, że ma na sobie marynarkę Richarda. Otarła się policzkiem o własne ramię i poczuła znajomy zapach.
Zapach, który teraz dodał jej otuchy i wyparł z głowy niechciane myśli, zastąpione obrazem chłopaka. Chłopaka, który powoli przywracał jej nadzieję.

***

Nawet tu zepsułam. Chyba czas kończyć z pisaniem, bo ostatnio wybitnie mi nie idzie.
A ten jej brat to jest tak oczywisty, że nie wiem, co Wy się tak zastanawiacie.
Pozdrawiam ;**

piątek, 28 czerwca 2013

Ich randez vous.

Chyba naprawdę oszalał. Pojawił się na Marienplatz piętnaście minut przed czasem. Co więcej założył marynarkę. Tak, tak, odstawił się jak na wizytę u mamusi, nie ma co. Gorzej będzie, jeśli Katrina przyjdzie, na przykład, w skórze. Wtedy będzie wyglądał jak laluś przy niej. Nie wiedział czego się spodziewać. Katrina była nieobliczalna.
Czas płynął niewyobrażalnie wolno. Richard snuł podświadomie fantazje dotyczące tego, co mogłoby się zdarzyć, gdyby udało mu się zaciągnąć dziewczynę do jego mieszkania. Albo do jej. Jaka różnica? Żadna. Oboje mieli łóżka w domu. A wszelkie potrzebne zabezpieczenia on miał zawsze przy sobie.
Odwrócił się w stronę, z której docierał stukot obcasów. Skąd wiedział, że to ona? Nie miał pojęcia.
Wyglądała... inaczej. Jej oczy były obwiedzione czarną kredką, powieki błyszczały srebrem. Miała na sobie prostą, czerwoną sukienkę do połowy uda i czarne szpilki. Swoją rudą grzywkę zaczesała do tyłu, podobnie jak resztę włosów.
- Freitag przytrzymaj gałki oczne, bo ci za chwilę wylecą. - uśmiechnęła się szeroko i cmoknęła go w policzek.
Co ona miała z tym policzkiem, do cholery?! Zez jakiś czy inne licho?!
- Ej przystojniaku, jesteś tu?
- Jestem, jestem. - mruknął. Wyciągnął do niej rękę, a ona zdziwiona podała mu swoją dłoń.
Zupełnie jak przedszkolaki szli ulicą, trzymając się za łapki.
- Prowadzisz mnie w jakieś konkretne miejsce? - spytała, przerywając ciszę między nimi.
- Kuchnia włoska, może być? - naprawdę dziwnie się czuł na swojej pierwszej randce.
- Jasne, pewnie. Kurde, Richie, co jest z tobą? Milczysz jakoś tak milcząco?
Nie mógł się nie roześmiać.
- Szczerze? - zapytał.
- Zawsze.
- Jestem zielony w tych sprawach.
- W jakich? - Katrina zrobiła wielkie oczy.
- No randki, kolacyjki i tak dalej.
Katrina parsknęła śmiechem.
- No co? - Richard był odrobinę urażony.
- Bo ja przez nanosekundę myślałam, że próbujesz mi wyznać, że jesteś prawiczkiem. - zachichotała dziewczyna.
- Taa... jasne, że jestem. - puścił do niej oko.
Trzepnęła go w ramię.
- Nie kłam mi tu.
- To tu. - otworzył przed nią drzwi.
- Cóż za maniery... - rzuciła z ironią.
Gdy Freitag odsunął jej krzesło, pozwoliła sobie nie skomentować.
Zamówiła sałatkę, on lasagne.
A potem zaczęli rozmawiać. Wypytywała go o wszystko. Rodzina, znajomi, dziewczyny - tu chyba było najwięcej opowieści, skoki, Oberstdorf, kumple z kadry, historie ze zgrupowań i wyjazdów - udawała, że nigdy wcześniej ich nie słyszała.
Lubiła słuchać. Bo wtedy nie musiała mówić. Ale gdy już zjedli i zamówili po lampce wina, Richard rozpoczął rewanż. Zaczął od studiów - mogłaby gadać całą noc, ale nie chciała go zanudzić, potem jej pasje - rysunek oczywiście, biegi oczywiście, motory oczywiście, muzyka oczywiście - zdziwił się, że umie grać na perkusji. Czemu nie biega na poważnie - udała, że nie było pytania. Zrozumiał. Zatem rodzina - jeszcze gorzej. Znajomi - tylko obecni, tu z Oberstdorfu. Gdzie mieszkała wcześniej - yyy... różnie, zawsze w Niemczech. Faceci - co miała mu powiedzieć? Zabolało jak cholera. Powiedziała, że nie byli warci, by o nich pamiętać.
Krótko mówiąc - ona wiedziała o nim prawie wszystko, on o niej - prawie nic.
Zapłacił i wyszli. Padało. Chciał się wrócić do środka, ale ona pociągnęła go w deszcz. Jaki deszcz? Ulewa. Wybuchnęła śmiechem na widok jego krzywej miny. Po czym spoważniała.
- Lubię deszcz, wiesz? Zwłaszcza taki. Zmywa cały brud z tego świata i pozwala nam nabrudzić od nowa. - zrozumiał przesłanie. Chciała zostawić przeszłość za sobą. Patrzył jak moknie i pomyślał, że to cudowne. Ta chwila, tu i teraz. Jest obok niej. I miał nadzieję, że to dopiero początek.
Zdjął marynarkę i zarzucił jej na ramiona. Popatrzyła na niego z wdzięcznością.
Położył dłoń na jej gładziutkim policzku i delikatnie, z czułością niemal, ją pocałował.
Pomyślał, że to wygląda jak jakaś kiepska komedia romantyczna. Ale tak naprawdę, kogo to obchodzi?
Objął Katrinę ramieniem i ruszyli do domu.

***

Dobra, to było dziwne, przyznaję. Ale ja tak lubię.
Buziak ;*

czwartek, 27 czerwca 2013

Bo nie dopuszczał nawet myśli, że to mogło być serce.

Gdy wyszedł rano z domu, zamykała swoje drzwi na klucz. Patrzył na jej zgarbione plecy, wyrażające jakąś taką niepasującą do niej bezradność. Miał ochotę stanąć za nią i otoczyć ją ramionami. Powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Ale nie zrobił tego. Bo on nigdy nie robił takich rzeczy.
Katrina odwróciła się w jego stronę i uniosła nieznacznie kąciki warg.
Starała się dla niego. Poczuł jakieś ukłucie koło płuca. Bo nie dopuszczał nawet myśli, że to mogło być serce.
Ich dzisiejszy bieg był niezwykle milczący. I równy. Po raz pierwszy Katrina dostosowała się do jego tempa. Znowu to płuco.
Otworzyli drzwi do swoich mieszkań. I wtedy nie mógł już wytrzymać. Podszedł do niej, gorączkowo myśląc o jakimś sensownym pytaniu. O czymś, co pozwoliłoby mu być przy niej jeszcze chwilę.
A ona pokręciła głową.
- Wieczorem Freitag. Teraz się spieszę. Gdzie się widzimy?
- Na Marienplatz?
- Będę. - musnęła wargami jego policzek i zamknęła mu drzwi przed nosem.
Co miał zrobić? Poszedł do siebie i wrócił do spania.

~~~

Katrina patrzyła przez okno jak jej braciszek parkuje przed blokiem. Miała nadzieję, że Richie ma ciekawsze zajęcia niż gapienie się w przestrzeń. Oby.
Otworzyła drzwi zanim zdążył zapukać. Wszedł, rzucił torbę pod ścianę i mocno ją przytulił.
I cały gniew na niego, wszystkie pretensje o to, że tak długo się nie widzieli, wyparowały z niej. Bo był tu teraz. Bo zawsze jakoś ją znajdywał i składał ją w całość.
- Boże, Kat ty beczysz? Zwariowałaś? - nie mogła się nie roześmiać. Była twardzielką, fakt. Ale to, co brat dla niej zrobił, skruszyłoby nawet najtwardsze serce.
- Nie beczę, tylko czyszczę oczy.
- No pewnie.
- Dasz sobie radę sam wieczorem?
- Uciekasz gdziesz?
- Mam spotkanie.
- Czyżby? Umówiłaś się na bzykanko?
- Zaraz cię zbiję. Jak Pan Bóg przykazał - seks po ślubie, nie inaczej.
- Boga to ty siostro nie obrażaj, co?
- Czemu się tu nie przeprowadzisz? Dużo tu miejsca...
- Kat proszę. Wiesz, że nie mogę. Ale dzwonię. Przyjeżdżam.
Katrina zamilkła. Nie przyszedł jej do głowy żaden zastępczy temat.
- Mama... - próbował powiedzieć.
- Nawet nie zaczynaj. Nie mam rodziców.
- Oni już chyba zrozumieli...
- Za późno. I chociaż ten jeden raz o tym nie gadajmy.
- Wszystko ok Kat? - troska w jego głosie uświadomiła jej, że nie zachowuje się jak zwykle. Wszystko przez Freitaga.
- Muszę zacząć się szykować.
- Ok. - rozsiadł się na sofie i włączył telewizor.
Gdy stanęła przed nim po kilku godzinach, zaniemówił z wrażenia. Jednak nie trwało to długo.
- Jest chociaż tego wart? - spytał.
Ty mi to powiedz, przemknęło Katrinie przez głowę. Normalnie w takiej sytuacji prychała pogardliwie, ale teraz pozwoliła sobie na szczerą odpowiedź.
- Mam nadzieję. Zobaczymy.
W oczach brata ujrzała przerażenie. Wiedziała o czym pomyślał.
- Bez obaw braciszku. Mam na myśli tylko jego warunki fizyczne. - powiedziała, chcąc go uspokoić. Ale nie była tego taka pewna.

***

No i jest. Powiedzieć Wam coś? To jedyny blog, z którego w pełni jestem zadowolona. Naprawdę. Ta historia może Wam się wydawać bezsensowna, ale ja ją uwielbiam.
Dziękuję Lucy. ;**
I odpowiedziałam Ci tam na pytanie. ;)

piątek, 21 czerwca 2013

Chciała spłonąć w jego ramionach.

Ten pocałunek był dla niej jak eksplozja. Wybuchnęło w niej to ukrywane dotąd pożądanie, pragnienie by zatracić się w nim na krótką chwilę. Wsunęła rękę w jego włosy, wgryzając się w jego wargi. Co jak co, ale całować to on umiał. Jego dłonie powędrowały pod jej koszulkę, pozwoliła mu na to. Dotyk jego palców był dla niej jak liżące języki ognia. A ona kochała ogień. Walić bycie niedostępną. Chciała spłonąć w ramionach Freitaga tu i teraz. On szybkim ruchem odsunął arkusze na bok i z niezwykłą delikatnością ułożył ją na podłodze. Zawisnął nad nią, pieszcząc językiem jej szyję.
I wtedy w ciszę wdarł się głos Tilla Lindemanna. Katrina odepchnęła od siebie Richarda, który zaklnął pod nosem, i sięgnęła po telefon. Zerknęła na wyświetlacz i z pośpiechem opuściła pokój. Przymknęła za sobą drzwi i poszła do kuchni. Dopiero tam wcisnęła zieloną słuchawkę.

~~~

Richard leżał na podłodze, próbując dojść do siebie. Już prawie ją miał. Ale nie. Kurwa. Zawsze coś się musi spieprzyć. To pewnie ten cały Martin dzwoni. Jutro na randce trzeba będzie wybadać sytuację. Tak naprawdę to nigdy nie przejmował się konkurencją. Dość często sypiał z dziewczynami nawet nie znając ich imienia, więc tym bardziej nie interesowało go, czy są zajęte. Ale na samą myśl, że Katrina mogłaby coś z kimś innym... Nie no. Zaczynał fiksować. Na punkcie zwykłej, przeciętnej laski. No dobra, do przeciętnych z pewnością zaliczyć jej nie można. Zdecydowanie. Ma w sobie jakąś taką jedyną i niepowtarzalną iskrę.
Co nie zmieniało faktu, że zaczynał tracić do tego dystans. Zakochał się czy jak?
Nie wiedział. Ale jak inaczej wytłumaczyć to, że odkąd ją ujrzał po raz pierwszy, nie spał z żadną inną? I ten brak seksu między nimi tylko go do niej przyciągał? Że pogodził się już z tym, że nie przeleci jej przed wyjazdem na zgrupowanie? I że na samą myśl o wyjeździe szlag go trafiał?
Nie ogarniał całej tej sytuacji. Potrzebował rozmowy. On, Wank i piwo. Starszy kumpel wydawał mu się bardziej doświadczony w kwestii zakochiwania się niż ktokolwiek inny. W końcu miał te swoją dziewczynę ładnych parę lat.
Może Richie też by tak mógł? Zamiast uganiać się za każdą kolejną panienką, mieć jedną kochającą i czekającą w domu. Może to nie byłoby takie złe?

~~~

Katrina wróciła do pokoju z niewesołą miną.
- Spadaj Richie. - rzuciła.
Oparł się na łokciu i po prostu się w nią wpatrywał. Przewróciła oczami i usiadła przy nim po turecku.
- Naprawdę tego chcesz? - spytał tonem, który działał na każdą laskę. Ale nie na Katrinę.
- Kurna Freitag, weź się odpieprz ode mnie, co?
- A pójdziemy jutro na randkę?
- Pójdziemy, tylko idź już. - ich spojrzenia się skrzyżowały. - Proszę.
To jedno słowo wypowiedziane przez nią sprawiło, że ustąpił. W drzwiach jednak zawrócił. Podszedł do niej, pochylił się i pocałował ją w czoło.
- Słodkich snów diabełku. - wyszeptał jej do ucha i wyszedł, tym razem ostatecznie.
Cichy trzask zamykanych drzwi wejściowych wyrwał ją z zamyślenia.
A miała nad czym myśleć. Bo jak do cholery miała sprawić, żeby oni się na siebie nie natknęli w ciągu najbliższych dwóch dni?

***

Lucy moja kochana, ja tu nie namieszam. To nie jest dobre słowo.
Do Darii (do Lucy też) : komentarze Lucy to jest coś bez czego nie mogłabym pisać, bez nich bym nie wytrzymywała. Bo to jest moja kochana, cudowna wariatka, która mnie motywuje każdym słowem, które zostawia pod moimi rozdziałami.
Ale dziękuję Wam wszystkim. Za wszystko.
I wiecie co? Uwielbiam Rysia i Katrinę. Ale to niestety nie zmieni tego, co ich czeka.
Buziaki ;***

czwartek, 6 czerwca 2013

To przez ciebie.

Po powrocie do domu Katrina czuła się dziwnie. Ok, to, że jej ciało reagowało na obecność Richarda było normalne i do zaakceptowania, ale to, że ciągle o nim myśli już nie. Kiedy ostatnio jakiś facet siedział w jej głowie i nie chciał wyjść? Doskonale wiedziała. Pamiętała też jak to się skończyło. Oczywiście, Richie nie jest taki jak tamten. Ale też nie wygląda na takiego, który chciałby się w coś zaangażować. W coś poważnego. Dlatego z nim czuła się bezpiecznie. Przyjaciele plus seks, czemu nie?

~~~

Richard popijał kawę, wspominając dzisiejszy poranek. Miał wrażenie, że poszli krok do przodu. I w tym momencie zdał sobie sprawę, że tu nie chodzi już tylko o seks. Katrina fascynowała go już nie tylko jako obiekt seksualny, ale też jako kobieta, jako osoba. Myślał o niej bez przerwy. Zastanawiał się, czy to jest to słynne zakochanie? Zaraz, on i zakochanie? Sam już nie wiedział. Ale był pewny jednego. Jeżeli za chwilę nie zobaczy Katriny to zgłupieje. Więc najzwyczajniej w świecie podniósł się z krzesła i po chwili dzwonił już do jej drzwi.
Otworzyła. Miała na sobie rozciągnięty podkoszulek i króciuteńkie szorty. Włosy były spięte na samym czubku w nieporządny koczek, z którego wystawały dwa ołówki. Zaraz, co? Nie, ona naprawdę miała ołówki we włosach. Miała też jeden wetknięty za ucho i jeden trzymała w dłoni. Uśmiechnęła się do niego.
- Stęskniłeś się? - spytała, unosząc brwi w górę.
- Żebyś wiedziała. - wpatrywał się w nią ze słabo ukrywanym zainteresowaniem.
- Wchodź. - powiedziała i ruszyła w głąb mieszkania. Podążył za nią. Znaleźli się w pokoju, który był cały zawalony arkuszami papieru. Katrina siadła po turecku na podłodze przed jedną z płacht i zaczęła coś kreślić ołówkiem trzymanym w dłoni. Po chwili wsadziła go za ucho i wyciągnęła jeden z włosów.
Richard stracił poczucie czasu. Siedział pod ścianą,by jej nie przeszkadzać i po prostu na nią patrzył. Katrina angażowała się w rysowanie całą sobą. Widać było przeogromną pasję, która niemal z niej kipiała. Zastanawiał się, czy on też tak wygląda kiedy skacze?
- Skończyłam. - powiedziała w  końcu Katrina. Freitag podszedł do niej i zajrzał jej przez ramię. Zobaczył masę różnych, nachodzących na siebie kresek i jakieś cyfry nad nimi.
Katrina wybuchnęła śmiechem na widok jego miny.
- To jest skarbie rysunek techniczny. Ale poczekaj, mam coś, co bardziej do ciebie przemówi. - sięgnęła po rulon oparty o ścianę i go rozwinęła. - To jest taka moja wizualizacja tego. - wskazała palcem na ukończone przed chwilą dzieło.
A Richard wpatrywał się z zachwytem w ten nowy rysunek. Niby tylko dom, ale...
- Dla kogo zrobiłaś ten projekt? - spytał w końcu.
- Dla nikogo. Po prostu w ramach ćwiczeń.
- Sprzedaj mi go.
- Oszalałeś? Nie mogę, nie mam uprawnień. Wpadnij za dwa lata.
- Ok. A jak go wybuduję to zamieszkasz tam ze mną.
- Słucham?
- Słyszałaś. To będzie mój prezent dla ciebie na pierwszą rocznicę naszego ślubu.
- Richard...
- Nie, nie zwariowałem. Zobaczysz.
Pokręciła tylko głową. Kucnął przy niej i zmusił ją, by na niego spojrzała.
- Umów się ze mną. Na randkę. Taką prawdziwą.
- Jesteś walnięty.
- No może trochę... Ale to przez ciebie. To co, jutro?
- Mhm. - mruknęła.
A on z rozpędu ją pocałował. Nie zamierzała się wyrywać.

piątek, 31 maja 2013

Chyba warto.

Następnego dnia Richarda obudziło pukanie do drzwi. Spojrzał na zegarek. Szlag! Zaspał. Za cholerę nie zdąży się zebrać. I jeszcze ten natręt, który nie zamierza chyba odejść. Niechętnie powlókł się do drzwi. Otworzył je i ujrzał Katrinę.
- Cześć Richie. Obudziłam cię? - spytała i zachichotała, zerkając na jego strój. A raczej jego brak. Stał przed nią w samych bokserkach. Nie wiedzieć czemu, zawstydził się lekko.
- W zasadzie tak. - myśl, idioto, błyśnij przed nią. - A co? Wpadłaś cukier pożyczyć?
- Nie słodzę. - ruszyła brwiami w znaczący sposób. - I po mąkę też nie przyszłam, zresztą nie sądzę, że ją masz. Leję i pomyślałam, że zamiast biegać i moknąć możemy po prostu pójść na basen.
Wizja Katriny w stroju kąpielowym była dla Richarda tak kusząca, że nie zastanawiał się ani chwili.
- Dasz mi chwilę?
- Jasne. - nie czekając na zaproszenie, przeszła obok niego i zaczęła zwiedzać jego mieszkanie. Zamknął drzwi, mruknął pod nosem:
- Czuj się jak u siebie. - i zniknął w łazience.
Gdy z niej wyszedł, doleciał do niego zapach kawy. No pięknie, Katrina nieźle sobie poczyna. Mógł się w sumie tego spodziewać.
Skierował się do kuchni i przyglądał się jej przez chwilę. Pasowała mu jej obecność tutaj, była taka naturalna. Nie zamierzał sprowadzać panienek do tego mieszkania, ale Katrina była inna. W jakimś sensie była wyzwaniem, a on uwielbiał wyzwania. Poza tym, choć chciał się z nią przespać, co było oczywiste, intrygowała go w zwykły, ludzki, niezwiązany z seksem sposób. Chciał ją poznać, dowiedzieć się, co jada na śniadanie...
- Ej przystojniaku. - zaśmiała się właśnie do niego. - Zrobiłam ci śniadanie, mam nadzieję, że się nie gniewasz.
- Jasne, że nie. - odwzajemnił jej uśmiech. - Może zjesz ze mną?
- Siadaj i nie gadaj. Ja już jadłam.
Wykonał jej polecenie. Upił łyka kawy. Cholera, idealna. Taka jaką lubi. Zajrzał do stojącej przed nim miseczki i znowu przeżył szok. Wybrała jego ulubione płatki i polała je jogurtem. Skąd wiedziała? Spojrzał na nią pytająco, wyglądała jak ucieleśnienie niewinności.
- Trafiłam w twoje gusta? - spytała ze swoim nieodłącznym uśmiechem.
- Tak, tylko jak?
- To nie było trudne. Nie masz w lodówce ani mleka, ani śmietanki, stąd wniosek, że pijesz niezabieloną kawę. Nie masz rozpuszczalnej, ani cappuccino, więc nie musiałam się zastanawiać nad rodzajem. Czemu z dwóch łyżeczek? Bo z jednej byłaby za słaba, a ty wyglądałeś jakbyś potrzebował czegoś na pobudzenie. Jedna łyżeczka cukru? Cukier w cukierniczce wyglądał na używany, a jako sportowiec nie możesz przesadzać z jego ilością. Co do jogurtu, to nie masz mleka, wszystkie jogurty mają ten sam smak, więc tu też nie było nic trudnego. Jeżeli chodzi o płatki, to wybrałam po prostu moje ulubione.
- To ma sens. - roześmiał się Freitag.
- Wiem. No to wcinaj.
Jadł i przyglądał się jej. Ona udawała, że tego nie widzi, ale w końcu nie wytrzymała.
- Będziesz łatwiej jak się mnie zapytasz. Sam i tak nie zgadniesz.
- Ok. - Richard oderwał od niej wzrok. - Ale jesteś pewna, że chcesz żebym pytał?
- Najwyżej nie odpowiem. - wzruszyła ramionami.
- Mieszkanie, motor... ja wiem ile to kosztuje. Bogaci rodzice?
- Nie mam rodziców.
- Przepra...
- Żyją, nie martw się. Po prostu się mnie wyparli jakiś czas temu. - uśmiechnęła się słabo.
- Czemu?
Katrina milczała.
- Ok, nie było pytania. Skąd w takim razie masz kasę?
- Od kochanków. - stwierdziła poważnie.
- Ilu ich masz? - Richie postanowił grać w jej grę.
- Nie więcej niż trzech jednocześnie.
- A nie masz aktualnie wolnego miejsca?
- Nie wiem czy jesteś w stanie sprostać moim wymaganiom. - zaśmiała się. - Najedzony? To idziemy.

- Daj mi poprowadzić. - powiedziała Katrina, gdy znaleźli się przy jego samochodzie.
Ona chyba oszalała. On ma jej dać kluczyki do swojej bmki? Zaskoczył sam siebie, gdy to zrobił. Dziwnie czuł się na siedzeniu pasażera. Nie wierzył ciągle, że to zrobił. Gdy Katrina ruszyła z piskiem opon, miał ochotę kogoś zamordować. Kogoś konkretnego. Katrinę.
Chyba wyczuła jego zdenerwowanie, bo wyjechała poza miasto i nie miała zamiaru zawracać. Wchodziła w zakręty w ostatniej chwili, ale mimo mokrego asfaltu, utrzymywała się na drodze bez najmniejszego problemu. Richie zaczął się rozluźniać, a ona wtedy zjechała na pobocze.
- Co robimy? - spytał.
- Chcesz mi coś powiedzieć?
- Yyy... świetnie prowadzisz. Jak na kobietę.
- No właśnie, więc nie spinaj się. Nie zniszczę ci twojego skarbu. I tobie też nie stanie się krzywda. - zawróciła do miasta i nie odezwała się już słowem.

Na basenie Richard nie mógł ukryć rozczarowania, gdy wyszła z przebieralni w zabudowanym jednoczęściowym kostiumie. Zaśmiała się tylko na widok jego miny i wskoczyła do wody. A on stał w miejscu i przyglądał się jej nienagannej sylwetce, która przecinała taflę w równym rytmie. I już nawrót. Zastanawiał się, czy jest coś w czym ta dziewczyna nie jest świetna. Uśmiechnął się, gdy wynurzyła się z wody.
- Chodź tu, ścigamy się na osiemset.
I tak zrobili. Wyprzedziła go o długość ciała. Przepłynęła pod sznurkiem oddzielającym tory i stanęła przy nim, podskakując w wodzie.
- Czy jest coś, w czym mógłbym cię pokonać? - spytał markotnie Freitag.
- Myślę, że skaczesz lepiej niż ja. - uśmiechnęła się i musnęła wargami jego policzek. - Nie smutaj się.
- Buziak w policzek ma mnie rozweselić?
- To miejsce publiczne. - rzuciła kokieteryjnie Katrina i ochlapała go wodą. Chciała odpłynąć ale zdążył złapać ją w pół i przyciągnąć do siebie.
- No to się wkopałam. - zaśmiała się i oparła głowę o jego ramię. Zaczęła skubać ustami jego ucho, a on był tak zaskoczony, że rozluźnił uścisk, co błyskawicznie wykorzystała. Zanim się obejrzał była w połowie dystansu.
Pokręcił tylko głową. Katrina to niepoprawna wariatka. A on, próbując ją zdobyć, robi z siebie jeszcze większego wariata. Ale chyba warto, prawda?

wtorek, 21 maja 2013

Lubiła się znęcać nad facetami.

Nie mógł uwierzyć, że tak po prostu go olała. Było już dziesięć po ósmej, a na pukanie do jej drzwi odpowiadała głucha cisza. Nigdy żadna laska go nie wystawiła. Usiadł na schodach i postanowił poczekać. Chyba mu jakoś wynagrodzi to spóźnienie. Wiadomo jak.
Po dziesiątej miał już serdecznie dość. Ale nadal czekał.
Usłyszał kroki na schodach i po chwili ją zobaczył. Miała na sobie czarne skórzane spodnie i czarną skórzaną kurtkę, a w ręce trzymała kask. Na jego widok zawachała się, po czym niewinnie spytała:
- Czekasz na mnie?
- Umówiliśmy się z tego co pamiętam. - starał się mówić spokojnie. Prawda była taka, że gdyby nie była tak cholernie seksowna w tym motocyklowym image'u, to by ją po prostu zamordował.
- No tak. - uśmiechnęła się lekko, wkładając klucz do zamka. - Przy Martinie zawsze tracę poczucie czasu.
Co? Jaki Martin? A w sumie jakie ma to znaczenie? No dobra, nie da się ukryć, że ma. Richardowi ten Martin nie przypadł do gustu. Nie żeby był zazdrosny... Chociaż nie, to co właśnie czuł to chyba właśnie zazdrość.
- Idziesz czy nie? - spytała, przytrzymując nogą drzwi.
- Idę, idę. - mruknął pod nosem. Patrzył jak wchodzi do mieszkania. A tak w zasadzie to patrzył jak jej tyłek wchodzi do mieszkania. Zaczynał chyba mieć jakąś obsesję na tym punkcie.
- Czuj się jak u siebie. - znowu ten uśmiech. Zastanawiał się czy ona ma jakieś wady.
- Hej... - jego głos zatrzymał ją w drzwiach kuchni.
- No? - popatrzyła na niego.
- Wino. - podał jej butelkę.
- Dzięki. - obejrzała etykietę. - Nie musiałeś kupować najdroższego.
- Chciałem żeby było dobre.
- Zapewniam cię, że jest. - uśmiechnęła się szeroko. - W końcu moje ulubione.
Gdy zniknęła w kuchni, poszedł za nią. Chyba po raz pierwszy był podenerwowany w towarzystwie dziewczyny. Ona nie miała tego problemu. Przyglądał się jak zdecydowanymi ruchami wyciągała składniki sałatki na blat. Zawahała się dopiero przy jednej z szuflad.
- Lubisz cynamon?
- Lubię. - próbował się uśmiechnąć, ale chyba mu nie wyszło. Patrzyła na niego badawczo.
- Wszystko ok?
- Tak, jasne. Tylko... jak ty masz na imię?
Parsknęła śmiechem.
- Katrina. Jak huragan.
- Jakaś aluzja?
- Sam się przekonasz. - w tym stwierdzeniu usłyszał pewność i jakby... obietnicę? Tylko jedno mu było w głowie.
Umyła ręce i zabrała się za robienie sałatki.
- Coś taki cichutki? - uśmiechnęła się do niego.
- A ty?
- Tak jakoś. Uwierz mi, nie codziennie spędzam wieczór w towarzystwie skoczka.
- Wierzę. - uśmiechnął się. - A czym ty się zajmujesz? Poza tym, że biegasz i jeździsz na motorze?
- Studiuję.
- Nie jesteś rozmowna?
- Nie chcę cię zanudzić.
- Jak zaczniesz przynudzać to ci powiem.
- Obiecujesz?
- Obiecuję. - nieźle. Pierwszy raz z nią rozmawiał i już zdążył jej coś obiecać.
- Architektura. Jedna z moich miłości.
- To dlatego masz ładnie urządzone mieszkanie.
- W pewnym sensie. Chociaż skupiam się raczej na projektowaniu od podstaw niż dekoratorstwie.
- Możesz już projektować?
- W lipcu będę mogła. Po licencjacie.
- Długo rysujesz?
- Rysuję od dziecka. Rysunek techniczny był trochę później. Możesz otworzyć wino. Korkociąg jest w trzeciej szufladzie od góry. - sięgnęła do szafki po niewielkie miseczki.
- Pokażesz mi swoje prace? - spytał, wykonując jej polecenie.
- Może kiedyś. - nałożyła sałatkę do miseczek i wyciągnęła lampki do wina. - Lej.
Nalał sobie niewiele, jej dość sporo i odsunął jej krzesło. Spojrzała na niego zdziwiona, po czym usiadła. Zajął miejsce na wprost niej.
- Smacznego.
- Wzajemnie.
Popatrzyli na miseczki, potem na siebie i wybuchnęli śmiechem. Katrina wysunęła szufladę za sobą i wyciągnęła z niej dwa deserowe widelczyki. Podała jeden Richiemu.
- Interesujesz się skokami czy tylko mną?
- Skokami. Tobą ani trochę. - uśmiechnęła się do niego szeroko.
- To który ci się podoba?
- Znalazłoby się kilku.
- Mów.
- Do czego ci taka wiedza?
- Chciałbym poznać twój gust.
- Ok. - powiedziała przeciągle. - Taki na przykład, a bo ja wiem...
- Może o mnie ci chodzi?
- Jasne. - zaśmiała się. - Ale lubię brunetów, wiesz?
- Taaak?
- Owszem. A ty?
- Generalnie to wolę dziewczyny.
- Wiesz przecież o co pytam.
- Kolor włosów to nie wszystko. Wy i tak ciągle się farbujecie.
- Pijesz do mojej grzywki?
- No coś ty. Pasuje ci. Naprawdę.
- Dziękuję. Najedzony?
- Tak, pyszne było.
- To leć do siebie.
Popatrzył na nią z niedowierzaniem. Wyglądała jakby mówiła poważnie. Czyli co? On czekał dwie godziny tylko na sałatkę?
- No już, bo się nie wyśpisz i jak będziemy biegać?
Wstał i wyszedł. Bez słowa.
Po jego wyjściu Katrina zaśmiała się sama do siebie. Lubiła się znęcać nad facetami.

poniedziałek, 13 maja 2013

Jakie wino pasuje do sałatki owocowej?

Lucy przed Tobą nic się nie ukryje, co? Ja się robię już tak przewidywalna, czy to Ty tak dobrze mnie znasz? Po co ja piszę, jak Ty już wszystko wiesz?
Co do Thomasa to masz rację. W stu procentach. Za bardzo chciałam, kombinowałam, zmieniałam, rozważałam... Tylko tam. Przy innych po prostu siadam i piszę. I to mi chyba lepiej wychodzi, nie?
A tak swoją drogą to tutaj też jest przemyślane. Bo przyszło mi do głowy od zakończenia.
I tak Juliett, będzie Wank.

***

Ten schemat powtarzał się każdego dnia. Budził go warkot jej motoru, jednocześnie wychodzili z domu, biegali i nic. A zgrupowanie było coraz bliżej.
W dodatku ten jej uśmieszek, gdy otwierał przed nią drzwi. Jakby prowadziła z nim jakąś grę i była pewna wygranej. Ale to go tylko bardziej motywowało. Bo z Richardem Freitagiem się nie pogrywa. A nawet jeśli, to tylko według jego zasad.
Co dwie głowy to nie jedna, tak? Richard sięgnął po swojego nowiutkiego smartfona i wybrał numer Wanka.
- Tęsknisz? - usłyszał po pięciu sygnałach.
- Mam problem Wank.
- Ooo... To coś nowego.
- Weź mnie posłuchaj, ok? Mam problem z laską.
- Nie chce ci wyjść z łóżka?
- Jeszcze do niego nie weszła.
- To gdzie wy to kurna robicie? Na pralce?
- Zmień dilera. - przerwał rozmowę, która go tylko bardziej nabuzowała.
Wank momentalnie oddzwonił.
- Dobra stary. Słucham. Powaga.
- Jest dziewczyna. Widuję ją od tygodnia i nawet nie wiem jak ma na imię.
- Od kiedy cię obchodzą takie rzeczy? Znaczy...
- Nie no, masz rację. Jej imię nie ma znaczenia. Po prostu nie wiem jak ją podejść.
- No jak to jak Romeo? Ty się mnie o to pytasz? Pamiętasz tamtą blondynę...
- To nie jest blondynka.
- A, to trzeba było tak od razu. Nie łatwiej byłoby znaleźć blondynkę?
- Wank...
- Rozumiem, twoja ambicja została urażona, bo ona cię olewa. Skąd ty ją w ogóle znasz?
- Sąsiadka.
- Uuu... Dobra, nie ekscytuj się tam. Musisz wiedzieć, że nie wszystkie lecą na skoczków. A są tez takie, które wolą dziewczyny. No i jest jeszcze taki gatunek, który nazywa się homos nie dupcus, czyli żelażne dziewice. Ewentualnie takie, które nie idą z facetem do łóżka na pierwszej randce.
- Wank co ty pieprzysz?
- Aaa, jeszcze są takie, o które trzeba się postarać. Pamiętasz tą, co Sev z tydzień za nią latał?
- Pamiętam. Utrzymywał, że to miłość jego życia. Dzięki za pomoc stary, powinieneś wiedzy o seksie w szkołach uczyć.
- Daj sobie z nią spokój. Chyba że się zakochałeś?
- Richard Freitag się nie zakochuje.
- A Chuck Norris umie nadmuchać balon nosem. - śmieje się Wank i rozłącza.
Richard zaczął się zastanawiać czy on się taki urodził, czy potem się gdzieś zaraził.

~~~

Katrina zauważyła go z daleka. Wracała z zakupów, a on szedł w jej stronę. Grzech nie wykorzystać takiej okazji. Rozerwała lekko jedną z reklamówek i na efekty nie trzeba było długo czekać. Piękna, dojrzewająca w hiszpańskim słońcu, a znając życie po prostu nafaszerowana chemią, pomarańcza potoczyła się wprost pod stopy Richarda. Podniósł ją, popatrzył na Katrinę i uśmiechnął się nerwowo.
- Dziękuję Richie, możesz mi już ją oddać? - spytała niewinnie.
- Skąd...
- Skąd znam twoje imię? Chyba powinieneś się domyślić. - uśmiechnęła się.
Richard miał wrażenie, że zaraz oszaleje. Nie mógł tego spieprzyć.
- Wiesz w innej sytuacji bym ci ją podarowała, ale mam ochotę na sałatkę owocową...
- A, tak, przepraszam. - wręczył jej owoc. Myśl, idioto. - I sama będziesz jadła tę sałatkę?
- Niekoniecznie. - zaśmiała się na widok jego miny. - Wpadnij o ósmej, podzielę się z tobą.
- Super, jasne, będę na pewno.
Patrzył jak odchodzi. Cholera jasna. Umówił się z nią. Chociaż chyba ona z nim. Nieważne. Cel osiągnięty.
W drodze do sklepu zastanawiał się jakie wino pasuje do sałatki owocowej.

piątek, 10 maja 2013

Kupił to mieszkanie nie tylko po to, żeby w nim spać.

Jak bym powiedziała, że on też kocha motory, to by było za łatwo. ;)
Mogę uznać, że zgadłyście. W zasadzie podwójnie, ale to się później wyjaśni.

***

- Szlag by cię idioto trafił. - rzucił w przestrzeń Richard. Tylko idiota jeździ na motorze bez tłumika o szóstej rano. Chłopak podniósł się na łokciu i wyjrzał przez okno. Skoro już się obudził to postanowił przynajmniej obejrzeć ten motor. Jednak jego uwagę przykuła postać z niego zsiadająca. Nie spodziewał się kobiety. Z tej pozycji nie udało mu się dostrzec nic poza długimi lekko poskręcanymi włosami. Niemal tak ciemnymi jak jego. Generalnie wolał blondynki, ale te kilka, no dobra kilkanaście, brunetek, które zaliczył w swoim życiu pozostawiło miłe wspomnienia. Jego wyobraźnia zaczęła pracować intensywnie, gdy dziewczyna skierowała się do jego klatki. Seks z sąsiadką? Tego jeszcze nie przerabiał. Może być ciekawie. Usłyszał trzask drzwi na korytarzu. Cholera, bardzo bliska ta sąsiadka.
Z uśmiechem na twarzy wstał i zaczął szukać łazienki. Tak na dobrą sprawę wczoraj wieczorem przyszedł tu pierwszy raz. Kupił to mieszkanie od dewelopera i zlecił jego urządzenie poleconym przez niego dekoratorom wnętrz. Chciał mieć po prostu zwykły, typowo męski wystrój, nic więcej. Najważniejsze, że był z dala od rodzinki, bo miał jej już zwyczajnie dość.
W końcu trafił na właściwe drzwi. Wziął prysznic, ogolił się, porobił parę min do lustra i uznał, że czas na kawę. Tylko gdzie jest kuchnia?
Dość szybko do niej trafił. Wypił szybko filiżankę mocnej, czarnej kawy bez cukru, po czym wciągnął na siebie czarne dresy z Adidasa i czarny bezrękawnik. Miał ochotę pobiegać, a przy okazji będzie mógł rozejrzeć się po okolicy.
Otworzył drzwi i ze zdziwieniem stwierdził, że sąsiadka z naprzeciwka zrobiła to samo. Uśmiechnął się lekko. Była całkiem, całkiem. Wysoka, ale ciut niższa od niego, szczupła, ale nie jak anorektyczka. Faktycznie miała ciemne włosy, teraz spięte w wysoki kucyk, ale jej grzywka, zaczesana na bok i przykrywająca lekko lewe oko, była ogniście ruda. Odwróciła się, by zamknąć drzwi. Spod czarnej bokserki wystawały z prawej strony płomienie, pewnie fragment jakiegoś tatuażu, jednak Richard szybko skierował wzrok niżej. Widok jej tyłka w czarnych legginsach prawie zwalił go z nóg.
Założyła słuchawki, rzuciła mu rozbawione spojrzenie, w którym było wyzwanie i zbiegła po schodach w dół.
Biegł za nią, zastanawiając się, kiedy w końcu zwolni. Narzucała bardzo szybkie tempo, za szybkie jak dla niego, co go tylko rozzłościło.
Nie zauważył nawet, kiedy zawróciła. Minęła go z uśmiechem i pomknęła w stronę domu. Przed blokiem zaczęła zwalniać, więc zmobilizował wszystkie siły i wyprzedził ją przed samą klatką. Oczywiście wyszedł na debila, bo próbował otworzyć drzwi do klatki kluczem do swojego mieszkania. W końcu uchylił je przed nią, a ona weszła i wbiegła po schodach na górę. Wycieńczony postanowił jechać windą.
Wziął długi, zimny prysznic i rzucił się na łóżko. Przed zaśnięciem przyszło mu do głowy, że kupił to mieszkanie nie tylko po to, żeby w nim spać.

~~~

Katrina także wzięła długi, zimny prysznic, jednak wcale nie była zmęczona. Bieganie dodawało jej energii, ale też wywoływało złość. Na samą siebie. Podobnie działały medale, wiszące na ścianie. Same złote. Z mistrzostw Niemiec, z mistrzostw Europy, z mistrzostw świata juniorek. Gdyby nie jej głupota pewnie ciągle wieszałaby tam nowe. Wróżono jej w końcu wspaniałą karierę, nazywano królową długich dystansów, nadzieją Niemiec... Wygrałaby. Na pewno. Czasy jakie obecnie kręciła były porównywalne z rekordem świata. Gdyby profesjonalnie trenowała, dawno by go pobiła. Jedynym pocieszenie było to, że jej rekord świata juniorek nadal był niezagrożony. Coś po sobie pozostawiła.
Odegnała od siebie te myśli. Za długo się tym katowała, a to nic nie zmieni.
Pociągnęła z butelki łyk wody mineralnej, jednocześnie włączając wieżę. Niezbyt głośno, tak tylko żeby się zrelaksować. Chociaż chyba tylko ona uznawała piosenki Nirvany za relaksacyjne.
Usiadła po turecku na podłodze. Dostąpiła zaszczytu mieszkania w sąsiedztwie Richarda Freitaga. No no, ciekawe co by na to powiedział jej brat. W sumie wolałaby nie wiedzieć.
Słyszała, że Richie jest ambitny, ale i tak ją zaskoczyło, że próbował się dostosować do jej tempa. Nieźle dawał sobie radę. Musiała przyznać, że ją to ujęło.
Miała na niego ochotę, zdecydowanie. Wiedziała, że brat ją zabije jak się do wie, ale jakie to ma znaczenie. Zaliczy Richiego i koniec. Nie ma innej opcji. Ale jeszcze go trochę pomęczy.

czwartek, 9 maja 2013

Większość rzeczy ma początek w czymś niepozornym.

Kiedy zaczęła się ich historia?
Może wtedy, gdy on się urodził, może wtedy, gdy ona.
Może wtedy, gdy poszedł na pierwszy trening, może wtedy, gdy pierwszy raz uciekła z domu.
Może wtedy, gdy postanowił zostać profesjonalnym skoczkiem, może wtedy, gdy pokochała rysowanie.
Każda z tych chwil wpłynęła na ich życie, na to, że zamieszkali w przeszklonym apartamentowcu w Oberstdorfie, że tam chcieli spędzić swoje życie.
Żadne z nich nie szukało miłości, nawet w nią nie wierzyli.
On najczęściej sypiał ze swoimi fankami, ona z kumplami swoimi i brata. Pasował im taki układ.
On miał skoki, ona miała architekturę.
Oboje kochali powiew wiatru: on podczas skoku, ona podczas szaleńczej jazdy na motorze.
Oboje kochali wolność i niezależność. Byli samowystarczalni.
Ale miłość nie pytała czy chcą, czy są gotowi. Przyszła, zaskakując ich oboje.

***

Możecie typować bohatera. Jak któraś zgadnie, to w następnym podam rozwiązanie, jak nie, to dostaniecie w nim podpowiedź.
Mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Pozdrawiam ;**