piątek, 28 marca 2014

Nowe życie.

Chwile szczęścia u boku Katriny trwały o wiele krócej niż się spodziewał. Dziewczyna uparła się, by wracać do Niemiec jeszcze tej nocy, a już w ogóle nie chciała słyszeć o pozostaniu na zawodach i poznaniu jego kumpli.
Przekonywał ją wszystkimi możliwymi sposobami, ale była nieugięta. Postanowił odpuścić i tak do głębi ujęty tym, że przejechała taki kawał drogi tylko dla tych paru minut razem.
Dzięki temu uzyskał odpowiedź na te wszystkie pytania, które tak bardzo bał się zadać nawet samemu sobie.
Teraz był już pewien.
Ta pewność go uskrzydlała. Był niemal nieprzytomny, gdy wracał do hotelu po tym jak jego własne auto zniknęło z horyzontu.
Czuł się jak nowonarodzony, jak gdyby wszystko co było do tej pory nie miało żadnego znaczenia, a było tylko wstępem do prawdziwego życia, które rozpoczął, kiedy ujrzał Katrinę na tym parkingu.

Po Wiśle była na szczęście krótka przerwa, więc mógł choć na kilka dni wrócić do domu. Ściślej do mieszkania Katriny, bo u niej było jakoś wygodniej.
Początkowo oboje byli dziwnie skrępowani swoją obecnością, poruszali się w nowej rzeczywistości jakby po omacku.
Ale Katrina znów przejęła inicjatywę i po prostu przysiadła obok niego na kanapie, a potem oparła głowę o jego ramię jakby to była najzwyklejsza rzecz pod słońcem. Objął ją tym ramieniem, zyskując w zamian najpiękniejszy uśmiech jaki kiedykolwiek widział.
I było po prostu dobrze.
Tak cholernie, zwyczajnie dobrze.
Tak dobrze jak może być tylko wtedy, gdy dwoje ludzi znajdzie to, czego wcale nie szuka.
Nawet, gdy nazwanie tego jest dla nich za trudne.
Ale czasami jest tak, że słowa są zupełnie zbędne.
Czasami słowa nie są w stanie oddać tego, co tak naprawdę się dzieje.
Bo jak wyjaśnić drugiej osobie, że stała się centrum naszego świata?
Że dzień nie zaczyna się od wschodu słońca, a od jej uśmiechu?
Że deszcz to już nie opady z nieba, a jej łzy?
Że burza to nie błyskawice gdzieś w oddali, a nieporozumienie między nimi?
Jak opisać szczęście, które nie ma początku ani końca?
Słowa nie są w stanie sprostać wielu sytuacjom.
Ale wystarczy jedna wymiana spojrzeń i ta druga osoba już wie. Bo przecież jej spojrzenie wyraża dokładnie to samo.
Proste gesty niosą o wiele wymowniejszy przekaz niż miliardy wzniosłych słów.
On wcale nie musi wykrzykiwać miłosnych wyznań pod jej oknem, by ona wiedziała jak bardzo jest dla niego ważna.
A ona nie musi każdego dnia ubierać się jak księżniczka, by pokazać mu, że jej na nim zależy.
Nie wystarczy znaleźć kogoś, kto nas pokocha.
Żeby być szczęśliwym trzeba znaleźć kogoś, kto nas zrozumie nawet wtedy, gdy milczymy.

Gdy wrócił po konkursie w Einsiedeln zastał Katrinę z uśmiechem siedzącą przy wypchanej po brzegi walizce.
- No nie mów, że wyjeżdżasz teraz, kiedy ja mam trochę wolnego.
- Oj głuptasie. - podeszła do niego i zarzuciła mu ręce na szyję. - Razem wyjeżdżamy, coś nam się od życia należy.
- Aha. - już z wyraźną ulgą pocałował ją i poszedł do siebie, żeby się przepakować.
W zasadzie nie wiedział nawet gdzie ona zamierza jechać, ale to przecież nie miało znaczenia. Wrzucił do torby standardowe wyposażenie wyjazdowe i wrócił do niej, by przekonać się, że Katrina przynajmniej w jednej kwestii nie różni się niczym od innych kobiet.
- Skarbie, na ile my wyjeżdżamy?
- Na tydzień. - odpowiedziała mu z niewinną miną, po czym usiadła na walizce i z satysfakcją stwierdziła, że jednak uda się ją zasunąć.
- Szalona. - mruknął pod nosem, na tyle wyraźnie, by dotarło to do jej uszu.
Szarpnęła go za koszulkę, przyciągając go do siebie.
- Uważaj na słowa, Freitag. Bo będę musiała cię ukarać. - uśmiechnęła się, mrużąc przy tym oczy.
- Brzmi kusząco, ty moja szalona kobieto.
- Nie jestem twoja, baranie. - wpiła się w jego usta, przewracając go tak, że grzmotnął plecami o podłogę. - Możesz sobie pomarzyć.
- A żebyś wiedziała, że marzę. - poruszył znacząco brwiami.
- Ciebie powinni leczyć, Freitag. Ty jesteś naprawdę poważnie chory. - stwierdziła, układając głowę na jego klatce piersiowej. - Ale przynajmniej jesteś wygodny.
- Cóż to za pochwała z twoich ust. - położyć dłonie na jej biodrach. - A my tam będziemy mieć wspólny pokój?
- No jasne. Będziesz miał cały balkon dla siebie.
Roześmiał się, obracając jej słowa w żart, choć znając ją, mogła mówić zupełnie poważnie. Tak naprawdę przy niej niczego nie można było być pewnym. A on pokochał to życie na krawędzi, te pełne ironii dwuznaczne wypowiedzi, tą ciągłą huśtawkę nastrojów i wszystkie jej dziwactwa. Zakręciła jego światem tak, że chwilami nie nadążał, ale ani myślał rezygnować. I nie chodziło tylko o to, że nigdy się nie poddawał, po prostu zbyt wiele miał do stracenia. To ona była nagrodą w tym maratonie i zamierzał biec tak długo jak ona będzie go dopingować.


***

A macie, za to mi skończył się zapas rozdziałów... nieważne.
Jakby ktoś chciał to zapraszam na http://inna-konstelacja.blogspot.com/
Buziaki dziewczynki ;**

poniedziałek, 24 marca 2014

Czy byli już gotowi?

Kolejnym przystankiem Letniej Głupawej Przygody była Wisła. A Wisła wcale nie oznaczała czegoś dobrego, o nie.
Wisła była w Polsce, a Polska jak wiadomo jest rajem pod względem kibiców. I to kibiców w dużej mierze płci żeńskiej, w dodatku w młodym wieku.
Ale przede wszystkim były to naprawdę ładne kobietki i wszyscy skoczkowie z utęsknieniem wyczekiwali konkursów w Polsce. Z Richardem jak do tej pory było podobnie, jednak teraz, po ostatniej rozmowie z Katriną, wiedział, że ten weekend będzie prawdziwą męką.
Nawet nie zmrużył oka podczas podróży, gorączkowo zastanawiając się jak wykręcić się od wszystkich imprez i innych atrakcji, które tylko by go kusiły. Jeżeli wmawiałby im, że coś go boli, Wank z pewnością pognałby z tym do Wernera, albo uznaliby jeszcze, że coś mu naprawdę dolega skoro jest gotowy zostać w hotelowym pokoju zamiast zaszaleć.
Oderwał wzrok od okna i popatrzył na Wellingera, który był dzisiaj jakiś wyjątkowo cichy.
- Wszystko ok? - spytał go Richard.
- Chyba ja powinienem spytać. - młody poruszył znacząco brwiami i roześmiał się, ściągając na nich spojrzenie Wanka.
Richard wzniósł oczy do nieba i pokręcił głową, choć zdawał sobie sprawę z tego, że Wellinger, który znał go najkrócej, rozgryzł go bez trudu i raczej mu nie odpuści.
Andi miał jednak w sobie odrobinę litości i nie ciągnął tematu teraz, więc Richie wrócił do wpatrywania się w okno.
Prawie podskoczył, gdy jego telefon zawibrował, sygnalizując nową wiadomość. Katrina ostatnio coraz częściej szukała z nim kontaktu, co sprawiało mu dziką satysfakcję. Odczytywał właśnie smsa, będącego zapewnieniem, że świetnie się bez niego bawi i w ogóle jej go nie brakuje, gdy Welli trącił go w ramię.
- To ona?
- Cicho bądź, młody. - Freitag roześmiał się, puszczając do niego oko. - Potem ci powiem.
W końcu Welli wydawał się być w ich gronie najnormalniejszy, może dlatego, że był jeszcze młody i krótko przebywał w ich towarzystwie, a Richie potrzebował rozmowy o Katrinie z kimś, kto nie jest Wankiem.
Poza tym Wank był śmiertelnie obrażony o to, że Richard nie pojawił się na potajemnej imprezie, którą dla niego zorganizował w Hinterzarten. I nie dało mu się wytłumaczyć, że była tak potajemna, że Richie w ogóle się o niej nie dowiedział, dlatego nawet nie dodawał, że i tak by się nie wybrał.

Wisła przywitała ich słoneczną pogodą i tłumem na parkingu przed hotelem. Wellinger, który z reguły był dość cierpliwy w kwestii kibiców, teraz cicho westchnął pod nosem, bo liczył, że szybko uda mu się wyciągnąć z Freitaga co jest na rzeczy.
Jednak co się odwlecze, to nie uciecze, a wspólny pokój całkowicie uniemożliwiał ucieczkę.
Widząc spojrzenia, jakie Wellinger mu posyłał, Richard tylko się uśmiechał, aż w końcu rozłożył się wygodnie na łóżku i uznał, że pora się wygadać.
- Bo ja się chyba zakochałem, wiesz? - od razu przeszedł do sedna.
Wellinger przysiadł na skraju łóżka, wyczekując dalszego ciągu.
- Ona jest taka inna. Taka... a bo ja wiem, musiałbyś ją poznać, żeby zrozumieć. Nie ma chyba drugiej takiej.
- Wank to samo mówi o Claudii...
- No w sumie masz rację. Może to jest tak, że jak się zakochasz, to ta dziewczyna jest dla ciebie wyjątkowa? W każdym razie, to chyba na poważnie. Znaczy, nie jestem pewien jak ona, ale naprawdę mi zależy, wiesz?
Przerwał mu telefon, zdziwił się, że Katrina dzwoni, ale z drugiej strony się ucieszył.
- Możesz na chwilę wyjść przed hotel? - usłyszał, gdy tylko odebrał.
- No jasne, czyżby poważna rozmowa? - zaśmiał się, wychodząc z pokoju.
- Oj, po prostu wyjdź. - rzuciła, po czym się rozłączyła.
Freitag już miał do niej oddzwaniać, ale wyszedł właśnie przed hotel i zobaczył Katrinę, która opierała się o jego ukochany samochód.
Wpatrywał się w nią, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi.
- No chodź tu, mistrzuniu. - uśmiechnęła się do niego.
Nie trzeba mu było dwa razy powtarzać, widząc, że wsiada do auta, obszedł je i zajął miejsce pasażera.
- Przyjechałaś tu moim samochodem. - bardziej stwierdził niż zapytał.
- Bo tęskniłam. - powiedziała cicho, nie patrząc na niego.
Bała się. Cholernie się bała tego, co zrobiła. Przejechała tysiąc kilometrów tylko po to, by spędzić z nim kilka chwil. I mogła się tłumaczyć tym, że uwielbia prowadzić, ale nawet siebie nie potrafiła już w ten sposób oszukiwać.
Ujął ją za podbródek i przekręcił jej głowę tak, by móc spojrzeć jej w oczy.
Patrzył w nie długo i intensywnie, jakby chcąc mieć pewność, że się nie przesłyszał.
A potem delikatnie przejechał kciukiem po jej wargach, jakby pytając o pozwolenie.
Nigdy wcześniej czegoś takiego nie robił, nawet w jej przypadku, ale ta chwila miała być inna.
Bo Katrina na to zasługiwała.
Widząc jego wahanie, przejęła inicjatywę i sprawiła, że ich wargi się złączyły. W tym pocałunku nie było nic z tych wcześniejszych. Teraz wszystko było już inaczej. Zdawali sobie sprawę, że zbaczają z wytyczonego szlaku, że wkraczają na niewydeptaną jeszcze ścieżkę, którą mieli od dzisiaj wspólnie kroczyć.
Razem.
On i ona. Ona i on.
We dwoje mieli teraz odkryć świat, który do tej pory wyśmiewali.
Tylko czy byli już na to gotowi?


***

No miał być w piątek, ale...
Dla Ciebie, Stelluś, mam nadzieję, że choć trochę Cię podniesie na duchu skarbie. <333

P.s. zaległości, zaległości, zaległości, wiem i przepraszam. Próbuję dojść ze sobą do ładu, a to nie jest proste.
Dziękuję Sylwuś, jesteś najnajlepsiejsiejsza, pamiętaj. <33

piątek, 14 marca 2014

Idealne zwieńczenie idealnego dnia.

Richard zaczynał mieć już serdecznie dosyć Wellingera, który bez przerwy za nim łaził. A nawet jeśli udało mu się na chwilę pozbyć tego upierdliwego gnojka, to w tym samym momencie gubił zasięg, więc nie mógł zadzwonić do Katriny.
Oliwy do ognia dolewał Wank, który wszędzie ciągnął za sobą Claudię.
Freitag nie był w stanie ukryć rozczarowania, gdy Katrina oznajmiła mu, że nie wybierze się do Hinterzarten. Rozczarowanie przekształciło się w złość, bo nie potrafiła mu podać choć jednego racjonalnego powodu swojej decyzji.
Wyglądało na to, że po raz pierwszy naprawdę się pokłócili. I to do tego stopnia, że wyjechał bez pożegnania.
Teraz jednak czuł, że przesadził. W końcu nie miał prawa jej do niczego zmuszać. Poza tym brakowało mu jej, chciał usłyszeć jej głos, jej śmiech, zamierzał ją przeprosić i pewnie już dawno by to zrobił, gdyby nie ten cholerny Wellinger.
Pogrążony w rozmyślaniach o Katrinie, nie dostrzegał, że młody robi mu przysługę, bo to na nim skupiała się uwaga tłumu i dzięki temu Freitag mógł sobie chodzić niemal niezauważony, chociaż na szczęście, a może i nieszczęście, miał swoje wierne fanki, które nie uległy urokowi Andiego. Rozdał więc kilka autografów i drugie tyle uśmiechów, stopniowo oddalając się od Wellingera.
W końcu w okolicy niemieckiego domku doczekał się chwili spokoju, wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Freundem i wykręcił numer do dziewczyny. Odebrała dopiero po czterech sygnałach.
- Czego, łajdaku?
- No wiem, przepraszam.
- Już dobrze, głuptasie. Zadzwoń jak już wygrasz, pa.
Rozłączyła się, a on po prostu się roześmiał. Była naprawdę niesamowita, a w dodatku jego. No dobrze, może nie byli oficjalnie parą, ale komu do szczęścia potrzebne są jakieś deklaracje? Jemu wystarczała sama jej obecność, uśmiech, z którym otwierała mu drzwi, uwielbiał, gdy nagle wskakiwała mu na kolana i zaczynała całować jak w transie.
Tak właśnie się czuł, odkąd ją poznał. Pokazała mu zupełnie inny świat, ale nie była przewodnikiem, który z pasją opowiada o mijanych widokach. Ona po prostu szła przed siebie, nie sprawdzając nawet czy dalej idzie za nią. A on był wytrwały, bo wierzył, że gdy w końcu się zatrzymają, będą razem.
Póki co był pewien, że nie jest już tym chłopakiem, którym był jeszcze w sezonie zimowym. Dzięki Katrinie zrozumiał, co jest tak naprawdę ważne. Dotarło do niego, że seks nie jest dyscypliną sportu, elementem czegoś większego.
Czegoś, o czym ciągle bał się myśleć, czy może raczej nazwać, ale wiedział już, że to istnieje.
Co więcej, chyba sam tego doświadczał.
A więc niczym nie różnił się od Wanka.
Zaraz, była jedna mała różnica. On, w przeciwieństwie do Wanka, nie nosił zimowej czapki w środku lata.

Szczęście nie trwa wiecznie, o czym Richie przekonał się po kwadransie, gdy Wellinger pojawił się tuż obok niego. Freitag, udając, że go nie widzi, nie przerywał rozgrzewki, jednak zachowanie młodego było cokolwiek dziwne. Najpierw małpował każde ćwiczenie, które wykonywał jego starszy kolega, a później chyba próbował się ukryć za jego plecami, co było jawną głupotą, biorąc pod uwagę, że był o dziesięć centymetrów wyższy.
W końcu Richie nie wytrzymał i spojrzał w błękitne tęczówki, które budziły taki zachwyt u płci przeciwnej.
- Co się dzieje, Andi?
- No jak co, Hayboeck się na mnie krzywo patrzy. - Wellinger zrobił obrażoną minę, gdy brunet parsknął śmiechem.
- Oj, Andi. - poklepał go po ramieniu. - On się krzywi na mnie, a nie na ciebie, nie bój się.
Młody nadal wbijał w niego swoje błękitne ślepia, więc Richie westchnął, zerknął przez ramię i zaczął mówić dalej.
- Widzisz tą blondynkę, z którą Hayboeck wymienia ślinę? Niezła, co? - Andreas energicznie pokiwał głową, choć Freitag wcale na nie czekał. - No i przysięgam, że ja nie wiedziałem, że to jest jego laska, bo wiesz, lasek skoczków nie tykam. No i sióstr też, możesz spać spokojnie, chociaż ładniutkie masz siostry. Poza tym, ja już się nie interesuję kobietami. Nie patrz tak na mnie, ja po prostu skupiam się na jednej. Ale wracając do Maddy, to ta dziewczyna Hayboecka, no więc ja wtedy naprawdę nie wiedziałem, no i wiesz jak to jest, tłumczyłem ci. Podchodzisz z uśmiechem, rąsia na pupcię, głębokie spojrzenie w oczka, no i jak zatrzepocze rzęsami, to jest twoja. Dla zachowania pozorów wyciągasz ją na parkiet, tylko że jak masz pecha, to w tym momencie dostajesz prawym sierpowym prosto w szczękę. No a Hayboeck ma całkiem niezłe umiejętności bokserskie, jak mu ze skokami nie wyjdzie to może spróbować na ringu. W każdym razie od tamtej pory mnie chłopak nienawidzi i kształci się w zakresie zabijania wzrokiem, ale na szczęście jest kiepskim uczniem.
Wellinger wpatrywał się w Richarda cielęcym wzrokiem, więc tej drugi machnął ręką i poszedł do szatni, by w końcu założyć kombinezon.

Po konkursie Freitag był już pewien, że ma w życiu ewidentnego pecha, bo nawet na podium czekał na niego Wellinger. Był jednak zbyt przejęty swoim triumfem, by przejmować się młodym. Zanim jednak odmaszerował na dekorację, został wyściskany przez Freunda, a następnie Wank klepnął go w plecy tak, że miał wrażenie, że mu płuca wylecą. Uśmiechnął się do Claudii, która z niecierpliwością czekała z boku na swojego wielkoluda, po czym podążył za Wellim, który zaczynał wpadać w panikę na widok cisnących się w ich stronę dziewczyn.

Po konferencji prasowej ukrył się przed wszystkimi w jakimś ciasnym korytarzyku i zadzwonił do Katriny.
- No proszę, moja gwiazda znalazła dla mnie czas. - ziewnęła przeciągle do słuchawki.
- Zazdrosna jesteś?
- Chyba śnisz. Nawet za tobą nie tęsknię.
- Ranisz mnie.
- Richie... - zaśmiała się. - Nie powinieneś iść świętować? Z jakąś seksi blondyną?
- Pewnie powinienem. - mruknął. - Ale nie chcę.
- Jesteś impotentem?
- Katrina... sama się przekonasz. - uśmiechnął się, choć nie mogła tego zobaczyć.
- Grozisz mi?
- Przecież tego chcesz.
- No chcę, ale na moich warunkach.
- Słucham?
- Wypij grzecznie dwa piwa i idź spać. Pogadamy sobie jutro.
- Dobranoc, diabełku.
- Diabełki nie chodzą spać. Muszę korzystać póki cię nie ma. Pa.
Przez kilkanaście sekund słuchał dźwięku zakończonego połączenia, po czym schował telefon i z dziwnym uśmiechem wpatrywał się w ścianę. Bo albo mu się wydawało, albo przed chwilą Katrina przyznała, że na niego leci.
Idealne zwieńczenie idealnego dnia. I na dodatek nie natknął się na żadnego ze skoczków po drodze do pokoju. Walnął się na łóżka i marzył o tym, żeby wrócić już do Oberstdorfu.
Do Katriny.



***

Mówią, że jedna jaskółka wiosny nie czyni i trudno mi się z tym nie zgodzić. Chyba przedwcześnie zaczęłam się cieszyć. No nic, zmierzam do tego, że nie napisałam nic i nie zanosi się, żebym cokolwiek napisała, więc w ciągu najbliższych dwóch tygodni raczej nie ma się czego spodziewać.

No więc to u góry tam oczywiście dla Ciebie, Madziu, może Tobie się spodoba, mi raczej już się nie podoba.

piątek, 7 marca 2014

Czy oni się zmienili?

Spędzali ze sobą wolne chwile, dostosowując się do trybu życia tej drugiej osoby. W zasadzie to Richard podporządkowywał się temu, co robiła Katrina i to była jedyna słuszna droga prowadząca do celu. Sam już nie wiedział, co jest tym celem, ale to nie miało znaczenia. Chciał być przy niej, tak po prostu, zwyczajnie. Oczywiście, nadal marzył o seksie z nią, jednak stopniowo dokładał kolejne marzenia związane z tą dziewczyną. Marzenia, które trochę go przerażały.
Pewne było to, że się zmienił. Przez nią, dla niej, zmienił się.
Wkraczał w inną rzeczywistość, choć może zwyczajnie zaczynał dojrzewać.
Bez żalu rezygnował z dzikiej imprezy w otoczeniu chętnych, rozchichotanych blondynek na rzecz najzwyklejszego, spokojnego wieczoru w mieszkaniu Katriny, która nawet nie zaszczycała go spojrzeniem, choć czuła, że on nie odrywa od niej wzroku, bo uśmiechała się delikatnie mimo całkowitego skupienia.
Uwielbiał ją bez reszty zatraconą w życiowej pasji. Uwielbiał jej pewną rękę, kreślącą idealnie proste kreski. Uwielbiał jej zmarszczone czoło, gdy nie była pewna czy proporcje są odpowiednie. Uwielbiał jak dmuchała sobie w przysłaniającą lewe oko rudą grzywkę, która przeszkadzała jej w wyłapywaniu światła. Uwielbiał ołówki powtykane w ciasny koczek, w który upinała sobie włosy. Uwielbiał wielką dumę, z którą prezentowała mu najnowsze dzieło. Uwielbiał jak zaczynała mu radośnie wyjaśniać kierunek i grubość niemal każdej kreski, choć nic z tych przemów do niego nie docierało. Uwielbiał, gdy wybuchała śmiechem, kiedy przyłapywała go na tym, że wcale jej nie słucha.
Po prostu uwielbiał ją, Katrinę.
Może dlatego, że tak bardzo byli do siebie podobni. Bo Katrina nie wymagała od niego żadnych wyznań czy deklaracji, ani nie składała ich sama, a mimo to ciągle była niedostępna.
A jemu było z tym dobrze. Z nią było mu dobrze.
A sezon letni zbliżał się wielkimi krokami. Ciągnęło go do skakania, a jednocześnie wiedział, że trudno będzie mu spędzać wieczory z bandą wariatów, zwłaszcza, że ostatnio całkowicie ich olewał. Nawet z Wankiem nie chciało mu się gadać.
I nie zamierzał im mówić o Katrinie. Byliby gotowi pomyśleć, że całkiem ześwirował, co może i nie mijałoby się z prawdą, ale taka wiedza nie jest im do niczego potrzebna.
W połowie czerwca zaczął dostrzegać u Katriny dziwną nerwowość, co było zjawiskiem naprawdę niezwykłym. Rzucała ołówkami, szklanki wylatywały jej z rąk, a jego traktowała jak powietrze. Nie spodziewał się, że dziewczyna będzie się tak stresować przed uzyskaniem tytułu inżyniera, bo przecież w jej przypadku była to czysta formalność.
Starał się jak mógł, aby jej nie wkurzyć, ale czasami mu się nie udawało. Choć taka wyprowadzona z równowagi Katrina była niesamowicie pociągająca. I nie mógł się powstrzymać przed przyciągnięciem jej do siebie. Otaczał ją ramionami, tłumiąc w ten sposób jej pełne jadu słowa i uśmiechał się, bo w żaden sposób nie mogła tego zobaczyć.
W końcu jednak odebrała wymarzony dyplom, ale ciągle była niespokojna. Ona też nie potrafiła sobie wyobrazić jak to będzie, kiedy on wyjedzie.
Nie wiedziała czy ten ich dziwny układ ma jakiekolwiek szanse na przetrwanie.
A w dodatku bała się, że Freitag powie jej bratu coś, co uzmysłowi mu, że to z nią spędza czas. Nie chciała, żeby Andi się dowiedział, a już na pewno nie w taki sposób.
I wiedziała dlaczego tego nie chce.
Zaczęła traktować Richarda poważnie, choć nawet przed sobą było jej trudno to przyznać. A jednocześnie się bała, bo pamiętała jak skończył się jej ostatni związek.
Ale kto nie ryzykuje, ten nie ma, prawda?
Nigdy wcześniej nie doświadczyła czegoś podobnego. Ujmował ją ciągłymi staraniami, tym jak się z nią cackał, jak ulegał jej we wszystkim. Pozwalał jej dominować, choć tak naprawdę tylko czekał aż ona mu się podda. Nie wiedziała jak długo jeszcze będzie w stanie go dręczyć, coraz bardziej miękła.
Rozbrajał ją swoim uśmiechem i każdym najdrobniejszym gestem. Gdy ją przytulał, czuła się jak mała, krucha kobietka, którą nigdy nie była.
A teraz po prostu patrzyła jak z wielkim zainteresowaniem śledzi jakąś głupawą komedię, siedząc na kanapie w jej salonie. Stał się stałym elementem wystroju wnętrza jej mieszkania i bynajmniej nie zamierzała oddać go na aukcję staroci.
Usiadła obok i położyła stopy na jego kolanach, jednocześnie przerzucając kanał. Spojrzał na nią z rozpaczą w oczach, więc wróciła do poprzedniej stacji i zaczęła bezmyślnie wpatrywać się w telewizor.
Gdy tylko pojawiły się napisy końcowe, przysunęła się do Richarda i zrobiła nadąsaną minę.
A on po prostu ją pocałował.
Całował ją tak, jakby za minutę miał nastąpić koniec świata. I rzeczywiście, po minucie odskoczyli od siebie jak oparzeni na przeciągły sygnał docierający z kuchni.
- Lasagne zrobiłam. - uśmiechnęła się Katrina, powoli dochodząc do siebie.
Jednak, gdy poszła wyciągnąć danie z piekarnika, przeklinała w myślach ten cholerny obiad, który im przerwał.



***

Dla Was za to, że ciągle tu jesteście.
A następny równiutko za tydzień, obiecuję.