niedziela, 13 kwietnia 2014

Obiecuję...

Zaczynał się powoli przyzwyczajać, że jest pasażerem własnego samochodu, a nie jego kierowcą. I bez słowa zapłacił wszystkie mandaty, które znalazł w skrzynce pocztowej, odkąd dał Katrinie kluczyki. Wątpił, by ona w ogóle miała świadomość, że istnieje coś takiego jak ograniczenie prędkości. W końcu dla niej nie ma żadnych ograniczeń, więc nic dziwnego, że nie obchodzi ją coś tak trywialnego jak kodeks drogowy. Jedyne pocieszenie było takie, że przynajmniej pasy zapina.
Cel podróży był nadal Richardowi nieznany. Wszelkie pytania Katrina zbywała wzruszeniem ramionami, więc tylko tablice na autostradzie stanowiły dla niego jakiś wyznacznik tego gdzie się znajdują.
Przyglądając się mrużącej oczy dziewczynie, przypomniał sobie, że zapytał ją kiedyś w jakim miejscu najbardziej chciałaby się znaleźć. Odpowiedziała mu bez chwili zastanowienia, że marzy o przejechaniu Włoch wzdłuż i wszerz. Uśmiechając się pod nosem, założył jej swoje okulary przeciwsłoneczne i odchylił swój fotel do tyłu, żeby się na chwilę zdrzemnąć.
Katrina uwielbiała jeździć nocą. Niemal puste drogi aż się prosiły o to, by docisnąć pedał gazu, co zresztą bez oporów robiła. Nie przeszkadzało jej, że Richie zasnął, była z tego raczej zadowolona. Prowadzenie samochodu było dla niej jedną z najprzyjemniejszych rzeczy pod Słońcem i cieszyła się, że nic nie zakłóca jej rozkoszy jazdy.
Choć gdyby Freitag nie spał, nie miałaby nic przeciwko pogawędce o wszyskim i o niczym, jednej z tych, które prowadzili z wielką pasją. Uwielbiała ten jego przedziwny akcent, jego śmiech i te zakichane dołeczki w jego policzkach. Uwielbiała to, że zawsze był przekonany, że to on ma rację i długo trzeba było go przekonywać, że wcale tak nie jest. Uwielbiała to, że mogła z nim porozmawiać o wszystkim, bez skrępowania, bez obaw, że ją źle zrozumie czy będzie oceniał.
Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że znaleźli się w punkcie kluczowym dla ich znajomości. Przekroczyli już niewidzialną granicę, ale ciągle jeszcze mogli zawrócić. Wciąż jeszcze na horyzoncie majaczyło się życie, które toczyli do tej pory. Była zdecydowana zostawić przeszłość za sobą, w końcu dojrzała do tego, by stworzyć poważny związek. Chciała po prostu być szczęśliwa. A przy Richardzie, nie wiadomo czemu, była. Choć tak naprawdę doskonale wiedziała skąd bierze się to szczęście.
Szczęście brało się z miłości. Z uczucia, którego nie potrafiłaby nikomu opisać ani wyjaśnić na czym polega. Ona po prostu to czuła, to było w niej i sprawiało, że każde zerknięcie w prawo wiązało się ze wzrostem poziomu endorfin w jej organizmie.
Może to co jest najwspanialsze w naszym życiu nie musi mieć definicji ani nazwy?
Może wystarczy, że po prostu jest?

Obudził go zapach mocnej, czarnej kawy. Katrina wręczyła mu plastikowy kubeczek, sącząc jednocześnie zawartość własnego. Spojrzał przez okno na mały zajazd, przy którym stali i nie zdziwił się na widok włoskich słów, z których kilka wyglądało znajomo, zapewne utkwiły mu w pamięci podczas pobytu w Predazzo.
- Zmęczona? - spytał, przenosząc wzrok z powrotem na Katrinę.
Pokręciła głową, jednocześnie ziewając. Roześmiał się cicho i przyciągnął ją na swoje kolana. Oparła się plecami o drzwiczki, a po chwili oparła głowę o jego klatkę piersiową. Głaskał ją po plecach, zastanawiając się jakiego obraźliwego słowa użyłby, by nazwać kogoś, kto rok temu powiedziałby mu, że właśnie w takiej sytuacji zrozumie czym jest prawdziwe spełnienie.
Bo właśnie teraz, gdy ta niezłomna, silna dziewczyna tuliła się do niego jak najdelikatniejsze stworzenie na ziemi, poczuł się w pełni spełniony. Właśnie w tej chwili Katrina uczyniła go prawdziwym mężczyzną, ofiarowując mu siebie nie w sensie fizycznym, ale w sensie mentalnym, sprawiając, że dorósł do tego, by być odpowiedzialnym nie tylko za siebie, ale także za nią. A może przede wszystkim za nią.

Spodziewał się różnych miast: Rzymu, Mediolanu czy Wenecji, ale Katrina nie byłaby sobą gdy go nie zaskoczyła. Trzymając ją za rękę, pozwalał jej oprowadzać się po Florencji. Była tu pierwszy raz, ale odnosił wrażenie jakby znała to miejsce lepiej niż Oberstdorf. Zaparkowała pod dworcem i prowadziła go pod katedrę Santa Maria del Fiore, opowiadając mu o gigantycznej kopule, która wieńczyła ten kościół. Nawet on uległ czarowi tego renesansowego cudu architektonicznego. Przeszli pod Baptysterium, gdzie poznał historię rzeźbionych w brązie drzwi, które były określane mianem wrót do raju. Rozbawił Katrinę do łez, gdy stwierdził, że jak dla niego to raj jest przed drzwiami, bo ona przed nimi stoi. Jednak prawdziwą komedię odegrali dopiero na Piazza della Signoria przy kopii Dawida Michała Anioła, którego Katrina nazwała ideałem renesansowego mężczyzny i żartobliwie dodała, że Richiemu brakuje do niego trochę wzrostu,na co Freitag palnął, że on przewyższa Dawida w pewnej konkretnej części męskiej anatomii.
Tym samym doprowadził do tego, że Katrina zrezygnowała z wizyty w Uffizi, bo uznała, że nie będzie w stanie spokojnie patrzeć na oryginalnego Dawida, po tym co usłyszała. Przeszli na drugi brzeg Arno przez Ponte Vecchio i skierowali się do ogrodów Boboli, gdzie odetchnęli chwię przed dalszą podróżą.
Zatrzymali się w małej nadbrzeżnej miesjcowości w pobliżu Livorno.
- Nie wiedziałem, że znasz włoski. - powiedział Richard, gdy znaleźli się już w pokoju, który, jak zauważył z niepokojem, miał balkon.
Katrina jednak grzebała w walizce, po czym oznajmiła mu, że idzie pod prysznic, a potem mogą się przejść na plażę. Spędziła w łazience kwadrans, po czym opuściła ją w czarnej sukience wiązanej na karku, odsłaniającej całe plecy.
Richie mógł po raz pierwszy zobaczyć jej tatuaż w całości. Był to olbrzymi smok zionący ogniem. W pewnym sensie pasował do osobowości Katriny, która była jakby panią żywiołów.
Gdy dotarli na plażę słońce powoli znikało z pola widzenia, tworząc na niebie niezapomnianą kompozycję barw. Katrina usiadła na piasku, więc usiadł za nią, pozwalając by oparła o niego swoje plecy.
W ciszy każde pogrążone we własnych myślach, podziwiali pierwszy wspólny zachód słońca.
Czas mijał, ale jednocześnie stał w miejscu. Jakby byli w innej przestrzeni, innej rzeczywistości. Tylko oni, plaża i te lekko spienione fale, w których słońce się przeglądało, a jednocześnie wciąż stopniowo kryło się w morskiej głębi.
Gdy skryło się całkowicie za horyzontem, a na niebie pozostał jedynie lekko fioletowy ślad jego obecności, Katrina odsunęła się od Richarda i objęła kolana ramionami. Odległość między nimi wynosiła ledwie kilka centymetrów, lecz sprawiała Richardowi niemal fizyczny ból. Wyciągnął rękę i zaczął wodzić dłonią po odsłoniętych plecach dziewczyny.
Nagle wyczuł pod palcami jakąś zmianę, jej skóra nie była w tym miejscu tak gładka jak w innych. Drgnęła, ale po chwili znów się rozluźniła, przerywając ciszę między nimi.
- Pamiątka po poprzednim związku. - powiedziała cicho i westchnęła. - Miałam szesnaście lat, on był dwa lata starszy. Mój ojciec nie mógł znieść tego, że przynoszę wstyd rodzinie, zadając się z takim, jak on to mówił, chuliganem. Im bardziej się wściekał, tym bardziej brnęłam w ten związek, a poza tym ja naprawdę wierzyłam, że ten chłopak nie jest taki. Ale był taki, był jeszcze gorszy niż mogło się wydawać. Zaczęło się od tego, że wymknęłam się w nocy z domu. Ojciec wpadł w furię, powiedział, że jak jeszcze raz to zrobię, to nie mam po co wracać. Posłuchałam go, wzięłam trochę pieniędzy i już mnie nie było. Na początku było całkiem nieźle, kupiliśmy bilety do Berlina, zaszyliśmy się w jakiejś rudzerze i leciało. Potem... potem zaczął ćpać. Nie bawił się w zwykłe przypalanie, od razu heroina. Kasa się kończyła, więc wpadł na genialny pomysł, żebym się sprzedawała.
Przerwała na chwilę, zdając sobie sprawę, że Richie łatwo tego nie przyjmuje. Bała się jednak na niego spojrzeć, bała się tego, co zobaczyłaby teraz w jego oczach. Wstręt? Pogardę? Litość?
- Postawiłam mu się. A potem obudziłam się w szpitalu, na odziale intensywnej terapii, z dwoma ranami od noża w plecach. Gdyby nie to, że mojemu bratu udał się trafić na mój ślad i że akurat tamtego dnia postanowił mnie odwiedzić, wykrwawiłabym się na śmierć.
Mogłaby jeszcze długo zagłębiać się w szczegóły, ale i tak powiedziała mu więcej niż komukolwiek innemu. Wstała i powoli ruszyła w kierunku hotelu. Chciała dać mu czas na poukładanie sobie tego wszystkiego i podjęcie decyzji co do losu ich związku. Ale on tego czasu wcale nie potrzebował. Dogonił ją i objął w pasie.
- Już nikt nigdy cię nie skrzywdzi. Obiecuję...


***


Z dedykacją dla mojej Sylwii za cały ocean wsparcia przy pisaniu tego rozdziału.

I przepraszam, ja wiem, tonę w zaległościach i nie wiem kiedy to się zmieni, więc nie obiecuję, że komentarze się pojawią. Choć będę się bardzo starać, myślę, że od wtorku zacznę nadrabianie. Wybaczycie?