wtorek, 21 maja 2013

Lubiła się znęcać nad facetami.

Nie mógł uwierzyć, że tak po prostu go olała. Było już dziesięć po ósmej, a na pukanie do jej drzwi odpowiadała głucha cisza. Nigdy żadna laska go nie wystawiła. Usiadł na schodach i postanowił poczekać. Chyba mu jakoś wynagrodzi to spóźnienie. Wiadomo jak.
Po dziesiątej miał już serdecznie dość. Ale nadal czekał.
Usłyszał kroki na schodach i po chwili ją zobaczył. Miała na sobie czarne skórzane spodnie i czarną skórzaną kurtkę, a w ręce trzymała kask. Na jego widok zawachała się, po czym niewinnie spytała:
- Czekasz na mnie?
- Umówiliśmy się z tego co pamiętam. - starał się mówić spokojnie. Prawda była taka, że gdyby nie była tak cholernie seksowna w tym motocyklowym image'u, to by ją po prostu zamordował.
- No tak. - uśmiechnęła się lekko, wkładając klucz do zamka. - Przy Martinie zawsze tracę poczucie czasu.
Co? Jaki Martin? A w sumie jakie ma to znaczenie? No dobra, nie da się ukryć, że ma. Richardowi ten Martin nie przypadł do gustu. Nie żeby był zazdrosny... Chociaż nie, to co właśnie czuł to chyba właśnie zazdrość.
- Idziesz czy nie? - spytała, przytrzymując nogą drzwi.
- Idę, idę. - mruknął pod nosem. Patrzył jak wchodzi do mieszkania. A tak w zasadzie to patrzył jak jej tyłek wchodzi do mieszkania. Zaczynał chyba mieć jakąś obsesję na tym punkcie.
- Czuj się jak u siebie. - znowu ten uśmiech. Zastanawiał się czy ona ma jakieś wady.
- Hej... - jego głos zatrzymał ją w drzwiach kuchni.
- No? - popatrzyła na niego.
- Wino. - podał jej butelkę.
- Dzięki. - obejrzała etykietę. - Nie musiałeś kupować najdroższego.
- Chciałem żeby było dobre.
- Zapewniam cię, że jest. - uśmiechnęła się szeroko. - W końcu moje ulubione.
Gdy zniknęła w kuchni, poszedł za nią. Chyba po raz pierwszy był podenerwowany w towarzystwie dziewczyny. Ona nie miała tego problemu. Przyglądał się jak zdecydowanymi ruchami wyciągała składniki sałatki na blat. Zawahała się dopiero przy jednej z szuflad.
- Lubisz cynamon?
- Lubię. - próbował się uśmiechnąć, ale chyba mu nie wyszło. Patrzyła na niego badawczo.
- Wszystko ok?
- Tak, jasne. Tylko... jak ty masz na imię?
Parsknęła śmiechem.
- Katrina. Jak huragan.
- Jakaś aluzja?
- Sam się przekonasz. - w tym stwierdzeniu usłyszał pewność i jakby... obietnicę? Tylko jedno mu było w głowie.
Umyła ręce i zabrała się za robienie sałatki.
- Coś taki cichutki? - uśmiechnęła się do niego.
- A ty?
- Tak jakoś. Uwierz mi, nie codziennie spędzam wieczór w towarzystwie skoczka.
- Wierzę. - uśmiechnął się. - A czym ty się zajmujesz? Poza tym, że biegasz i jeździsz na motorze?
- Studiuję.
- Nie jesteś rozmowna?
- Nie chcę cię zanudzić.
- Jak zaczniesz przynudzać to ci powiem.
- Obiecujesz?
- Obiecuję. - nieźle. Pierwszy raz z nią rozmawiał i już zdążył jej coś obiecać.
- Architektura. Jedna z moich miłości.
- To dlatego masz ładnie urządzone mieszkanie.
- W pewnym sensie. Chociaż skupiam się raczej na projektowaniu od podstaw niż dekoratorstwie.
- Możesz już projektować?
- W lipcu będę mogła. Po licencjacie.
- Długo rysujesz?
- Rysuję od dziecka. Rysunek techniczny był trochę później. Możesz otworzyć wino. Korkociąg jest w trzeciej szufladzie od góry. - sięgnęła do szafki po niewielkie miseczki.
- Pokażesz mi swoje prace? - spytał, wykonując jej polecenie.
- Może kiedyś. - nałożyła sałatkę do miseczek i wyciągnęła lampki do wina. - Lej.
Nalał sobie niewiele, jej dość sporo i odsunął jej krzesło. Spojrzała na niego zdziwiona, po czym usiadła. Zajął miejsce na wprost niej.
- Smacznego.
- Wzajemnie.
Popatrzyli na miseczki, potem na siebie i wybuchnęli śmiechem. Katrina wysunęła szufladę za sobą i wyciągnęła z niej dwa deserowe widelczyki. Podała jeden Richiemu.
- Interesujesz się skokami czy tylko mną?
- Skokami. Tobą ani trochę. - uśmiechnęła się do niego szeroko.
- To który ci się podoba?
- Znalazłoby się kilku.
- Mów.
- Do czego ci taka wiedza?
- Chciałbym poznać twój gust.
- Ok. - powiedziała przeciągle. - Taki na przykład, a bo ja wiem...
- Może o mnie ci chodzi?
- Jasne. - zaśmiała się. - Ale lubię brunetów, wiesz?
- Taaak?
- Owszem. A ty?
- Generalnie to wolę dziewczyny.
- Wiesz przecież o co pytam.
- Kolor włosów to nie wszystko. Wy i tak ciągle się farbujecie.
- Pijesz do mojej grzywki?
- No coś ty. Pasuje ci. Naprawdę.
- Dziękuję. Najedzony?
- Tak, pyszne było.
- To leć do siebie.
Popatrzył na nią z niedowierzaniem. Wyglądała jakby mówiła poważnie. Czyli co? On czekał dwie godziny tylko na sałatkę?
- No już, bo się nie wyśpisz i jak będziemy biegać?
Wstał i wyszedł. Bez słowa.
Po jego wyjściu Katrina zaśmiała się sama do siebie. Lubiła się znęcać nad facetami.

3 komentarze:

  1. No teraz to mnie rozwaliło... pokładałam się ze śmiechu. Wiele bym dała, żeby zobaczyć minę Freitaga w tym momencie. Na pewno musiała być obłędna. Podoba mi się sposób, w jaki piszesz to opowiadanie. Jest takie... a bo ja wiem? Nie wiem. Ale czymś się wyróżnia. Pomyślę i ci powiem.
    [nie żebym się czepiała któregoś innego!]
    Poza tym - nie wiem. Mam dziwne przypuszczenie. Niby nie dałaś nic tym do zrozumienia, ale... jej bratem jest jakiś skoczek, tak? nie wiem, ale chyba mam dwa przypuszczenia... zobaczymy.
    Buziaki, słonko ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Lucy ma rację. To opowiadanie jest pisany zupełnie innym stylem niż reszta. Oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
    Na razie wszystko utrzymane jest w zabwnej i radosnej formie, co bardzo mi odpowiada :D
    Katrina to niezłe ziółko. Bratnia dusza dla Freitaga :D
    Ściskam mocno ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakie to było dobre! naprawdę! to opowiadanie jest zaskakujące od samego początku, a piszesz tak dobrze, że chce się więcej i więcej! nie mogę, jak czytam te rozdziały, on się stara, wiadomo po co, a ona z nim igra :D naprawdę rozwaliła mnie ta sytuacja :D biedny Richie czekał dwie godziny,żeby zjeść salatkę i wypić wino :D no ale podoba mi się, że Katrina trzyma facetów na dystans. Tak ma być!
    Czekam niecierpliwie na kontynuację :D Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń