wtorek, 23 grudnia 2014

Na zawsze.

Ich życie stawało się coraz bardziej ustabilizowane, choć nie nudne. Po prostu gubili się w szarej codzienności, naznaczonej dodatkowo obowiązkami zawodowymi i studenckimi. Nie było łatwo i kolorowo. Balansowali na granicy, której przekroczenie mogłoby zrujnować wszystko to, co wspólnie osiąnęli.
A jednak nie było takiej przeciwności losu, która zmusiłaby ich do przekroczenia tej granicy. Bo nawet w najtrudniejszych chwilach mieli świadomość, że mają siebie i że nie mogą sprawić zawodu tej drugiej osobie. Niejednokrotnie walczyli o swój związek w pojedynkę, ale zawsze wychodzili jako zwycięzcy, zawsze razem.
Przebrnęli jakoś przez trudny dla niego sezon, wypaczony przez kontuzję. Nie było jej łatwo szczególnie po olimpiadzie, z której wrócił mimo wszystko rozczarowany i rozgoryczony, a ona nie umiała się nie cieszyć z tego, że jej brat był w złotej drużynie.
Brat, o którym on ciągle nie wiedział. Ona w Święta poznała całą jego rodzinę, zdobywając ich serca tak jak jego. W jego rodzinnym domu czuła się lepiej niż kiedykolwiek we własnym. Freitagowie stanowili taką rodzinę o jakiej ona zawsze marzyła. Prawdziwe ciepło, wzajemny szacunek i wsparcie w każdej decyzji, w każdym przedsięwzięciu, we wszystkim.
A jednocześnie coraz bardziej traciła kontakt z Andreasem. Przez własną głupotę, ośli upór i z całą pewnością nieuzasadnione obawy. Ale nie potrafiła tak po prostu powiedzieć Richardowi, że jest siostrą jego najlepszego przyjaciela.
Nawet nie zorientowali się kiedy nadeszła kolejna wiosna, o wiele cieplejsza niż ta zeszłoroczna, kiedy się poznali.
Te kilka miesięcy, które mogli spędzić tak naprawdę razem. A ona nawet nie spodziewała się tego, co on zaplanował.

Ta sobota rozpoczęła się jak każda inna, wstali o świcie, przepychali się w łazience, zjedli lekkie śniadanie i w dobrych humorach wyszli pobiegać. W weekendy pozwalali sobie na dłuższe trasy, bez większego pośpiechu przemierzali uśpione jeszcze miasto. Richie już bez problemów wytrzymywał jej tempo, jednak nie rozmawiali podczas biegu, skupiając się tylko i wyłącznie na aktywności fizycznej. Pod tym względem w ciągu roku ich znajomości nic się nie zmieniło.
Z reguły po powrocie do domu Katrina brała się za sprzątanie, a on udawał, że jej pomaga. Tym razem uprzedził ją, że dzisiejszy dzień spędzą w mieście.
Gdy tylko wyszli z domu, zaczęła odnosić wrażenie, że Richie oszalał. Uparł się, że to on będzie prowadził i zaparował przed galerią handlową z dziwnie zadowoloną miną. Było to o tyle alarmujące, że odkąd byli razem to jej powierzał wszelkie zakupy od spożywczych po odzieżowe, jedynie buty kupował sobie sam czy też dostawał je od sponsora.
Nie ukrywała zdziwienia, gdy z niesłabnącym uśmiechem zapłacił za przecudowne, srebrne sandałki na niewysokim obcasie, a potem za dwie sukienki, które nawet pomógł jej wybrać.
I stał przy niej cierpliwie, gdy nasycała oczy widokiem biżuterii, której cena pewnie zwaliłaby ją z nóg. Co więcej, dopytywał nawet, które błyskotki najbardziej jej się podobają. Z namysłem wpatrywał się w platynowy pierścionek, który określiła jako dziewiąty cud świata, jako że ósmym był sam Richie. Uśmiech na moment zniknął z jego twarzy, popatrzył na nią z rzadką u niego powagą.
- A jeśli kupię ci ten pierścionek to zostaniesz moją żoną?
- Richie, czy ty...
- Tak, tak, oświadczam ci się. Znaczy tak jakby. Kurdę, no po prostu powiedz tak.
- No jasne, że tak, głuptasie.
Pociągnął ją do salonu jubilerskiego i gdy tylko dobrała rozmiar pierścionka, zmusił ją, żeby wyszła. Po chwili dołączył do niej i wsunął jej pierścionek na palec. Wybuchnęła głośnym śmiechem, uświadamiając sobie jakie to dla niego typowe, że nawet nie wpadł na to, że wypadałoby uklęknąć. Ale chyba właśnie dlatego tak bardzo go kochała.
Pojechali do domu, gdzie po raz kolejny przymierzyła swoje dzisiejsze zdobycze. Przeglądała się w dużym lustrze przy drzwiach ubrana w białą, zwiewną sukienkę do kolan, która tak bardzo spodobała się Richiemu.
Freitag właśnie wpadł do jej mieszkania, ściskając w dłoni marynarkę i wyciągnął ją na korytarz. Zaczynała się bać tego, co on wyprawia, tym bardziej, że nie odezwał się ani słowem i ignorował wszystkie jej pytania. A potem wjechał na parking przy budynku, który był odpowiedzią na każde z tych pytań.
Wyłączył silnik i przez chwilę milczał, jakby walcząc z własnymi myślami.
- Myślałem nad tym dość długo... wiem, że nie chcesz mieć kontaktu ze swoimi rodzicami, więc pewnie głupio byś się czuła przy całej mojej rodzinie, dlatego... załatwmy to sami. Jeśli naprawdę tego chcesz i jesteś gotowa.
Kiwnęła tylko głową, nie mogąc wydusić z siebie słowa. Nie potrafiłaby w żaden sposób wyrazić swojej wdzięczności za to, co dla niej właśnie zrobił. Ale wiedziała, że on wie. Rozumiał o wiele więcej niż mu mówiła.
Otworzył jej drzwi i wyciągnął do niej rękę. Obojgu udzielał się stres, to było nieuniknione. Wystarczyło jednak, by na moment skrzyżowały się ich spojrzenia i by posłali sobie słabe uśmiechy, wszystkie nerwy odeszły na bok. Liczyli się tylko oni.
Urzędniczka już na nich czekała i poprosiła o dowody.
- A zatem pan Richard Freitag i pani Katrina Wank? - zajęta wypełnianiem dokumentów, nie mogła zobaczyć miny pana młodego.
Richie powoli przeniósł wzrok z urzędniczki na Katrinę, która uśmiechnęła się jak dziecko, które nabroiło, ale wie, że uniknie konsekwencji. On tylko pokręcił głową, bo urzędniczka była już gotowa, by rozpocząć ceremonię.

Po wypowiedzeniu przysięgi małżeńskiej Richard nie odezwał się do Katriny ani słowem. Milczał przez całą drogę powrotną, milczał, gdy znaleźli się już w domu.
- Jesteś zły? - spytała, siadając obok niego.
Pokręcił głową, jednocześnie wybuchając śmiechem.
- Cholera, niezła jesteś, żonko. Teraz przynajmniej rozumiem, czemu unikasz skoczni i moich kumpli.
- Chciałam ci powiedzieć...
- Wiesz, że on nas zabije? On uwielbia imprezy, a my pozbawiliśmy go wesela siostry.
- Jakoś to przeżyje. - wskoczyła mu na kolana. - W końcu nasze szczęście jest najważniesze, prawda?
- Ma pani rację, pani Freitag. - pocałował ją czule. - Pięknie brzmi, co?
- No jasne. - zaśmiała się.
- Jesteś moja, diabełku. Już na zawsze.


***


Nawet nie wiem co teraz napisać.
Przepraszam. Za moją nieobecność, za brak rozdziałów, za brak komentarzy. Za wszystko. Czeka mnie mozolny powrót, ale jeśli mam dla kogo wracać...
Wiecie, tyle razy już pisałam o jednej, wyjątkowej osobie... Ona ciągle przy mnie jest. I to wszystko dla Ciebie, malutka. Dzięki.
Wesołych Świąt.
A co do tego nowego, czego się nie dało ukryć... To chyba właśnie od tego zacznę mój powrót.

5 komentarzy:

  1. Boże, jak dobrze, że jednak czasem, rzadko bo rzadko, no ale jednak, udaje mi się Cię do czegoś przekonać, osiołku. Będę sobie przywłaszczać wszelką zaslugę za to, że wrzucasz dziś ten rozdział, wiem, że nieskromnie, ale co tam.
    No ale dobrze, dość pierniczenia, przejdźmy do rzeczy.
    Kurczę, napisałaś to tak dawno temu... tak jakby w poprzednim życiu, ale teraz gdy to sobie odświeżyłam to bardzo bym chciała, żeby to życie wróciło. Ale w sumie wraca, będę Cię cisnąć i Ty skończysz to genialne opowiadanie i będę mogła puchnąć z dumy.
    Ten rozdział był jednym z lepszych i nie chodzi mi tylko o treść. Że jest genialnie napisany to Ty wiesz, ja wiem i każdy kto przeczyta wie. Czyta się go lekko i przyjemnie, az żal że nie jest dłuższy. Miałam wrażenie, że słowa mi uciekają i gdy już przeczytałam ostatnie słowo to aż mi się przykro zrobiło. Tym bardziej muszę Cię cisnąć, chociaż... nic nie mówię, ale wiesz skąd to chociaż.
    Kochany Rysiu. Taki nieogarnięty i szalony. Skąd to się u niego wzięło? To chyba Katrina tak na niego działa, że w jednej chwili wypalił z tymi oświadczynami,a zaraz potem ze ślubem... choć ja myślę, że jednak to już planował, ale z drugiej strony zdobycie się na odwagę by to wprowadzić w życie musiało go wiele kosztować... jestem dumna.
    No i ten moment jak on odkrywa, że Katrina to siostra Wanka... swoją drogą, niezły numer z niego, że jej przez tyle czasu nie spytał o nazwisko ;p
    I to wszystko jest takie piękne, takie uczuciowe i nastrojowe, tak cudownie opisane... ale przede wszystkim takie ich. Nie ma w tym żadnej sztuczności, oni są tacy jak zawsze. Stworzyli idealną całość, ale wciąz pozostali sobą, dwoma indywidualnościami, nieidealnymi osobno, ale idealnymi razem.
    Kurde, ale się poetycka zrobiłam.
    Ale tak to jest jak się mi każe komentować takie geniusze.
    Więc kończę już swój wywód i muszę Cię cisnąć dalej... no a jak ja nie wystarczę to przecież są skoki i Rysiu tak ładnie teraz skacze, że na pewno Cię to jakoś zainspiruje, prawda? :)
    Kocham Cię najmocniej. I nie mogę się doczekać wszystkiego co napiszesz. Zwłaszcza tej nowości. To będzie coś, już to czuję.
    P.S. Że ja malutka? To Ty w takim razie jestes maciupinka. Ale moja <333

    OdpowiedzUsuń
  2. <3<3<3<3<3
    Kocham Cię Skarbie, wiesz? Kocham Cię za ten uśmiech, który twój Rysiu wlał mi właśnie na twarz i który tak szybko mimo tego całego zamętu świątecznego z niej nie zniknie.
    No czemu on jest taki idealny? Czemu zapomina uklęknąć przed dziewczyną i używa słowa kurde podczas oświadczyn- a ja stwierdzam, że go uwielbiam. Plus rok z nią jest i nie ma zielonego pojęcia jak na nazwisko ma. Ja wiem, że to tajemnicza kobieta jest, ale żeby aż tak. No można być cudnej nieogarniętym.

    No ale jak już ta oda do twojej wersji Freitaga mi przeszła to wypada mi go okrzyczeć, bo jak Wankiemu wesele można zabrać, toż to dla niego cierpienie będzie straszne. Przypuszczam, że Rysiek by inaczej postąpił gdyby wiedział. No i pewnie się zdziwi, że rodzina jego kumpla jest taka popaprana, bo niezależnie co było to masa latek już przeminęła i Katrina jest zupełnie inna, poza tym wyszła właśnie za człowieka- powiedzmy porządnego:D

    No i jeżeli to ma z takimi efektami w parze iść to niech Rysiu się zbytnio nie objada na święta, tylko tam gdzieś trenuje i potem TCS nam wygra, to skończysz to dzieło- mniejsza, że ja będę ryczeć, tym bardziej że kiedyś mi coś o tym końcu napisałaś. I zaczniesz tego Rysia nowego, żeby jakiś tam Rysiu zawsze był, bo wy jesteście taka para nierozłączna. I BARDZO BARDZO BARDZO dobrze wam razem, wiesz? Co nie znaczy nie daj Boże, że z paroma innymi panami (którzy tam u boku czekają i ja to pamiętam:) ) Ci źle.
    Wiesz pisz, pisz i dużo szczęścia i weny, choć na życzenia czas jeszcze przyjdzie.

    No, a ja lepiej bym napisała po prostu jedno, krótkie "dziękuję" i poszła sobie sprzątać, zamiast Ci tym bezsensem to cudo zaśmiecała.

    Koooocham:*

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobra, słońce. Zebrałam się w końcu do skomentowania tego cuda. Podejrzewam, że i tak wyjdzie conajmniej miernie, ale wybacz. Wiesz, że pisanie i komentowanie to nie moja bajka ;p

    No to tak. Chyba zacznę od tego, że ja Rysia uwielbiam. Tak go tu wykreowałaś, że gdy tylko widzę go w tv, to przypomina mi się obraz szalonego, spontanicznego chłopaka, który powstał dzięki Tobie.

    A bo w ogóle to ja się pogubiłam z tym ślubem. No bo jak zabrał ją na zakupy, potem była ta część, ze Kat powinna powiedzieć mu prawdę o nazwisku. I wtedy Rysiek wyciągnął ja z domu. I w tym momencie pomyslałam, ze jedzie przedstawić ja kolegom z drużyny. Ale ślub to jeszcze lepsze rozwiazanie, którym mnie baaaardzo zaskoczyłaś. No i ta reakcja Ryska na wiadomość o jej nazwisku. Myślałam, ze wpadnie w szał, jak to każdy facet. A on przyjął to tak spokojnie, ze moje serduszko dla niego jeszcze bardIej urosło.

    On razem z Kat stworzyli idealny związek, od którego bije taki spokój, choć przecież oboje są wariatami ;p

    Dobra, mówiłam Ci, ze nie potrafię pisać, ale sie starałam. Ty doskonale wiesz, ze jesteś geniuszem. I ja chce czytać więcej Twoich dzieł, bo są po prostu świetne. Kocham Cię siostrzyczki <333

    OdpowiedzUsuń
  4. No jak pięknie! Wszyscy wracają, blogosfera zaczyna tętnić życiem. Chyba czas i na mnie ;)
    Niestety nie mam czasu na długie rozwodzenie się nad cudownością tego rozdziału, bo kursuję między starym i nowym domem jak idiotka.
    Skupię się na konkretach.
    Wiesz co mnie najbardziej urzekło? Te oświadczyny! To było takie ludzkie, spontaniczne. Bez świec, płatek róż i Bóg wie czego jeszcze. Tylko tak po prostu. No nie mogę przestać się tym zachwycać!
    I jestem trochę zaskoczona tym, że w ciągu tak długiego czasu Rysiek nawet nie pomyślał żeby spytać Katrinę o nazwisko. Chłopie, na wojnie to byś chyba zginął! Chociaż chyba i tak zginiesz z rąk Wanka. Takiej imprezy go pozbawić? Skandal, skandal!
    No to by było na tyle. Jasne, że chciałabym napisać więcej, ale czas mnie goni. Trzymaj się! <3 ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Skarbie ty wiesz jak bardzo uwielbiam jak piszesz o Rysieńku. I za każdym razem cierpię, gdy kończy się rozdział. Uwielbiam Rysia, którego wykreowałaś. Taki trochę roztrzepany, taki trochę romantyczny. No bo który facet by zrezygnował z wystawnego wesela na rzecz cichego ślubu? No dobra, kilku by się znalazło, no ale taki Schlierenzauer to pewnie by wolał huczne wesele. No i jak można spotykać się z kimś tyle czasu i nie wiedzieć jak ten ktoś się nazywa. Co oni fejsbooków nie mają? Gdzie oni żyją xD
    I o czym to ja miałam? A już wiem, ja również ubolewam, że weselicha nie będzie, bo to przecież by była dobra okazja by się mój kochany Michi pojawił. No ale z Michim, czy też bez niego to opowiadanie należy do jednych z moich ulubionych. I mam nadzieję, że następny rozdział opublikujesz szybko :*
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń